STRZAŁA, WERONIKA. DLA KOGO TEN BUDŻET, A KTO UTRZYMUJE PAŃSTWO? 2008
Dodane przez awe dnia May 08 2014 20:10:05

Komentarz Think Tanku Feministycznego

Na początku września 2008 Ministerstwo Finansów zaproponowało projekt budżetu na następny rok, a przedwczoraj projekt ten został wniesiony do Sejmu. Z feministycznej perspektywy projekt budżetu na 2009 nie wygląda najlepiej, bo wiele kosztów społecznych, o czym więcej za chwilę, przerzuca na kobiety, szczególnie z nisko i średniozamożnych grup społecznych. Chociaż największe dochody państwo czerpie z tego co nie całkiem dobrowolnie odpalają państwu (czyli do teoretycznie wspólnej kasy) pracujący i kupujący ludzie - budżet ten nie był przygotowany w trosce o ogólnospołeczną pomyślność, czy o grupy najbiedniejsze, dla których pomoc została zmniejszona, ale głównie z myślą o dostosowaniu do kryteriów przystąpienia do euro i w biznesowym celu tworzenia wspólnego rynku europejskiego. Wspólny rynek nie to samo co wspólna Europa...

W zgodzie z nadszarpniętą wprawdzie przez finansowe kryzysy i nacjonalizacje banków, acz ciągle panującą neoliberalną doktryną ekonomiczną budżet uchwalany jest w kontekście zmniejszenia podatków dla najzamożniejszych podatników. W związku z tym torcik do podziału mniejszy o ok. 9 mld. Ponadto, nie upłynął jeszcze miesiąc od jego stworzenia, a już widać, ze budżet zaczął się rozsypywać, bo przyjęte założenia (wzrost PBK, wskaźnik inflacji 2,7 %, wzrost płac, spadek bezrobocia) są nierealne, zwłaszcza w świetle rozprzestrzeniającego się kryzysu finansowego, który już rozlał się poza sektor finansowy. Budżet miał pasować do teorii i do odgórnych założeń, ale nie do praktyki. Więc teraz praktyka go przegania.

Jak powszechnie wiadomo, jedna strona budżetu to dochody, a druga to wydatki. Deficyt budżetu państwa w 2009 r. wyniesie 18.2 mld. zł, dochody oszacowano na 303.5 mld. zł, natomiast wydatki osiągną wysokość 321.7 mld zł. Budżet państwa nie jest instrumentem neutralnym ze względu na płeć. Zarówno struktura dochodów jak i wydatków, a także jak państwo podchodzi do problemu deficytu ma skutki społeczne i polityczne, w tym dla większości kobiet.

Zacznijmy od dochodów

Źródła pozyskiwania funduszy również mają znaczenie dla relacji płci, lecz nie tylko. Od lat największe źródło dochodu stanowią podatki pośrednie a konkretniej podatki obciążające zakup produktów i usług. W przypadku projektu przyszłorocznego budżetu udział podatku VAT w całości przychodów przekracza 44%. Z akcyzy i z VAT planowane są przychody w wysokości 117,27 mld, z podatków bezpośrednich od ludności 44,25 mld, a od firm 33 mld.

Od lat zmniejsza się współczynnik udziału podatku CIT (od biznesu) w dochodach Skarbu Państwa. Stało się to za sprawą systematycznego obniżania stawek podatkowych dla biznesu, ale także dlatego, że podstawa do opodatkowania się zmniejsza między innymi przez to, iż wiele zagranicznych firm (wielkie firmy ponadnarodowe i zagraniczne banki dominują w polskiej gospodarce) w rozliczeniach między swoimi oddziałami i centralą stosuje – w ramach prawa – tzw. kreatywną księgowość, a ponadto transferuje swoje zyski z Polski. Podatkowe obciążenia osób prawnych (firm) to niecałe 15% przychodów budżetu.

W rezultacie to osoby fizyczne ponoszą przeważający ciężar dochodów państwa. Poza podatkami bezpośrednimi (PIT) muszą bowiem odprowadzać znaczną część swoich przychodów w formie podatku od każdego zakupu czy usługi. A największą część swoich dochodów oddadzą do państwowej (teoretycznie wspólnej) kasy gospodarstwa domowe o niskich dochodach. Gospodarstwa te wydają całość swoich dochodów na bieżące potrzeby, a z każdym zakupem płacą podatek VAT, który jest największym pojedyńczym źródłem dochodu państwa.

W 2009 r. w życie wejdą planowane od dawna nowe stawki podatku PIT. Zamiast 19, 30 i 40 %. zapłacimy tylko 18 lub 32 %. Na zniesieniu górnej stawki podatkowej (pomysł odziedziczony po PiS) najbardziej skorzysta nieliczna i bardzo zamożna grupa osób, wśród której przeważają mężczyźni. Można powiedzieć, iż w skali budżetu suma to niewielka, ale od razu widać, że ukochanym obywatelskim podmiotem, o który państwo się troszczy i wspiera - jest bogaty facet. Wyższa będzie także ulga na dziecko, ale najuboższe rodziny, które potrzebują pomocy państwa nie będą miały z czego odpisywać. Ze zmiany stawek i odpisów z kasy państwa ubędzie w ten sposób 9 mld zł.

Planowane przychody z prywatyzacji w 2009 r. mają wynieść 12 mld zł, z czego wpływ netto do budżetu państwa może wynieść 6,76 mld zł. Pozostałe środki (5,24 mld zł) będą przeznaczone między innymi na Fundusz Restrukturyzacji Przedsiębiorców czy tworzenie rezerwy na zaspokojenie roszczeń byłych właścicieli mienia przejętego przez Skarb Państwa. Jednocześnie udział dywidend od spółek skarbu państwa (niektóre to były przysłowiowe kury znoszące złote jaja) systematycznie się zmniejsza, bo prawie wszystko już zostało sprzedane. W przeciwieństwie do Norwegii, która dochody z ropy odkłada między innymi na fundusz emerytalny, w Polsce dochody z prywatyzacji są zjadane, albo przeznaczane na pomoc dla firm w restrukturyzacji czy na odszkodowania za utracone niegdyś mienie. Jednocześnie, spójrzmy faktom w oczy, ma miejsce wywłaszczanie nas wszystkich z dóbr publicznych (które są prywatyzowane, np. szpitale), a osoby, które często za grosze pracowały w PRL na wartość prywatyzowanego majątku zostały efektywnie wywłaszczone bez odszkodowania.

O wydatkach: więcej na armię, mniej na sektory ważne dla kobiet

W przypadku wydatków w oczy rzuca się przede wszystkim 11% wzrost wydatków na armię, a konkretnie na zbrojenia, czyli najwięcej zarobią na tym firmy, od których z publicznych pieniędzy państwo zakupi między innymi miny przeciwpiechotne i bomby kasetonowe, które okaleczą i zabiją w szczególnie okrutny sposób, baterie patriot, żeby ochronić pana premiera i pana prezydenta (innych chronić nie trzeba), czy inne nowe zabawki do zabijania dla pana ministra/eks-mudżahedina.

Wśród dziedzin, których dotyczy wzrost wydatków jest nauka. W jej przypadku wzrost względny jest nawet większy, bo o 18%. Ale jak w niedawnym wywiadzie dla Dziennika zapowiedziała minister Barbara Kudrycka pieniądze na naukę pójdą przede wszystkim na badania wdrożeniowe (research and development), pieniądze będą przyznawane w drodze konkursu, a w komisjach konkursowych zasiądą przedstawiciele biznesu. Krytyczna ekonomia, gender studies, analizy społeczne, ochrona środowiska, czy badania nad przyczynami chorób, które nie mają przełożenia na szybki zysk dla firm farmaceutycznych - tego ten wzrost z pewnością nie dotyczy. Niemniej gdy przyjrzymy się bezwzględnym wartościom to na obronę narodową rząd wyda 18 231 123 tys. złotych, podczas gdy na naukę 4 230 633 tys. złotych. Nawet gdy do nauki dodamy wydatki na szkolnictwo wyższe (11 185 243 tys.) to suma i tak nie przewyższy wydatków na armię.

Na pomoc społeczną wchodzącą w zakres kompetencji administracji rządowej rząd planuje wydać 12 614 054 tys. złotych, a więc osoby potrzebujące bezpośredniego wsparcia (w 2004 roku 11,8% społeczeństwa polskiego żyło poniżej minimum egzystencji) otrzymują mniej niż 124 800 członków wojska polskiego, czego zresztą nie dostaną żołnierze czy oficerowie, ale akcjonariusze i kredytodawcy firm zbrojeniowych, w których z naszych pieniędzy polskie państwo zrobi zakupy.

W budżecie nie dostrzega się pracy kobiet na rzecz gospodarstw domowych. Niemniej jest to wielki nakład zasobów (nie tylko pracy), który można by traktować jako dobro publiczne. Rząd nie rozpoznaje roli gospodarstw domowych w tworzeniu produkcji krajowej. Zaś nakłady na dziedziny przejmujące tradycyjne obowiązki kobiet w rodzinach, takie jak oświata i wychowanie, czy ochrona zdrowia, stanowią odpowiednio niecałe 0,5% oraz 1,7%. To, że wydatki te są niewystarczające świadczy przykładowo wielotysięczny niedobór miejsc dla dzieci w żłobkach i przedszkolach.

Deficyt i dług publiczny czyli pułapka kredytowa

Poza dochodami i rozchodami budżetowymi, kolejną kwestią wartą rozważenia jest relacja między dwiema stronami budżetu. Projekt budżetu na rok 2009 zakłada obniżenie deficytu o 9 mld złotych w porównaniu z rokiem bieżącym i wynieść ma on – 18, 2 mld, ma to miejsce przy jednoczesnym odgraniczeniu przychodów (obniżone wpływy z tytułu podatku dochodowego). W takiej sytuacji konieczne są znaczne cięcia po stronie wydatków. Pytanie tylko, które wydatki są cięte, a które rosną. I tak w przyszłorocznym budżecie mamy do czynienia z ograniczeniem możliwości przechodzenia na wcześniejszą emeryturę. Rosną natomiast wydatki na infrastrukturę, co jest ważne dla biznesu, dla państwa (bo wokół tego że Polska będzie gospodarzem piłkarskich mistrzostw Europy rozwija się ideologia narodowej jedności wokół państwa, obywatele nie integrują się z państwem dlatego, że dobrze dba o dobro wspólne, ale dlatego że dba o stadiony). Planowane są podwyżki dla nauczycieli (gdzie większość to kobiety), ale jednocześnie proponuje się podwyższenie pensum co sprawi, że zwłaszcza w małych szkołach wiele nauczycielek będzie musiało odejść pracy. Podwyżki dostaną sędziowie i policja. Mają także nieznacznie wzrosnąć emerytury (przeciętnie o 38 zł), ale to ‘zje’ inflacja. Za to pensje prokuratora/ki czy sędziego/sędzi wzrosną o ok. 1000 zł.

Największym pojedyńczym wydatkiem państwa jest obsługa długu publicznego – 32,7 mld złotych, która zresztą będzie rosła w kolejnych latach. Państwo zapożycza się po to, aby utrzymać swoją płynność w kontekście deficytu i spłacać odsetki od pożyczek, a także wypłaca inwestorom zyski z obligacji. Inną przyczyną zadłużenia jest prefinansowanie tzw. dotacji z Unii. To nie my decydujemy na co one idą, ale to my musimy z góry zapłacić, a dopiero po stwierdzeniu celowości i zgodności wydatków z zasadami finansowania Unia zwróci poniesione koszty. W międzyczasie ‘pomoc’ unijną kredytują państwowe instytucje, w tym gminy, które z unijnych funduszy budują na przykład drogi czy kanalizacje, popadając przy tym w pułapkę kredytową. Vide przykład jednej z najbogatszych gmin w Polsce, Piaseczna. W świetle obecnego kryzysu na rynkach finansowych, podaż pieniądza jest ograniczona, a koszty jego pożyczania rosną, co będzie miało znaczenie dla indywidualnych kredytobiorców, dla firm, gmin czy państwa.

Decyzję ograniczania deficytu budżetowego Premier na konferencji prasowej tłumaczył wymogami dostosowania do warunków konwergencji do strefy euro (jednym z kryteriów konwergencji jest aby deficyt nie przekraczał 3% PKB danego kraju). Innym uzasadnieniem sugerowanym przez Premiera jest gwarancja zdrowego rozwoju gospodarczego. O czyje zdrowie tu jednak chodzi i kto decyduje co jest dla nas zdrowe? Dyscyplina fiskalna faktycznie była zalecana przez organizacje międzynarodowe, takie jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy, czy Bank Światowy w ramach tzw. konsensusu waszyngtońskiego. Jako, że recepta ta wprowadzana w wielu krajach nie przyniosła oczekiwanych skutków w postaci wzrostu gospodarczego (kraje Ameryki Południowej) zaczęto się z niej wycofywać już na początku lat 2000. Dla kobiet w Polsce ograniczenie deficytu budżetowego przez rząd może oznaczać konsekwencje w postaci zmniejszenia zatrudnienia lub wręcz wypychania z rynku pracy, oraz intensyfikację podwójnego obciążenia pracą zawodową i domową, w przypadku przejmowania przez kobiety obowiązków opiekuńczych, które wcześniej były współfinansowane ze środków publicznych, czy kupowane na rynku.

Budżet, kobiety, demokracja

Budżet wpływa niejednakowo na różne grupy społeczne, w tym na kobiety i mężczyzn w społeczeństwie, jak i w grupach dochodowych. Analiza budżetu dokonywana pod kątem jego wpływu na relacje płci mogłaby być instrumentem demokratyzacji procesu kształtowania polityki makroekonomicznej państwa. Niewątpliwą wartość dodaną przyniosły by również analizy badające wpływ planowanych działań pod ich zróżnicowanego wpływu na ludzi i gospodarstwa domowe z różnych grup dochodowych. Budżet skonstruowany poprzez proces szerokich konsultacji dałby możliwość uwzględnienia interesów wszystkich grup społecznych (a nie tylko pracodawców i inwestorów) oraz rozwoju społecznego, w jego pełnym wymiarze, a nie sprowadzonego do wzrostu PKB. Posłowie, którzy właśnie otrzymali ten budżet od rządu, a rząd z ministerstwa finansów, mają niewielkie pole do manewru, w tym nic nie mogą zrobić w sprawie wysokości deficytu budżetowego. Mogą się najwyżej pokłócić o szczegóły. Państwowe finanse są zarządzane za pomocą systemu reguł, między innymi zapisanych w Konstytucji czy w traktacie o przystąpieniu do Unii Europejskiej. Podczas, gdy w mediach dyskusja koncentruje się na spektakularnych lecz relatywnie mało ważnych szczegółach, sprawiając przy tym wrażenia że demokratyczna debata się odbywa, to de facto decyzje o dochodach i wydatkach państwa podejmowane są w sposób autorytarny i bardzo daleko od ludzi, których dotyczą.

Z feministycznego punktu widzenia, budżet jest ślepy na zróżnicowanie pod kątem płci i dochodów. Aby ludzie mogli wejść na rynek pracy i przynosić państwu i firmom dochody, najpierw ktosia musi ich nosić we własnym brzuchu, urodzić i wychować; aby mogli się uczyć i pracować, albo kiedy już pracować nie mogą - przeważnie ktosia musi kupić, posprzątać, ugotować, zaopiekować się chorymi czy starszymi członkami rodziny. Wszystko to reprodukcyjna, opiekuńcza i emocjonalna praca, której większość wykonują kobiety. Bez tej pracy gospodarka narodowa czy firmy nie mogłyby funkcjonować. Feministyczna ekonomia powstała dlatego, aby uwidocznić to czego ekonomia głównego nurtu (ekonomia neoklasyczna) nie widzi, a wręcz na co programowo jest ślepa, a więc gospodarkę opiekuńczą i pracę kobiet. O ile kiedyś ( skądinąd krytykowane przez feministki) liberalne państwo opiekuńcze czy państwo socjalistyczne dzieliły się kosztami reprodukcji społecznej z gospodarstwami domowymi (np. opieka zdrowotna, oświata, ubezpieczenia społeczne były współfinansowane ze środków publicznych) to restrukturyzacja na Zachodzie czy transformacja w krajach postsocjalistycznych pod neoliberalna egidą i metodą inkrementalnych kroków prowadziły do przesuwania obowiązku za opiekę nad ludźmi z powrotem do sfery prywatnej do gospodarstw domowych, co skutkuje intensyfikacją pracy, presji na czas i ciała kobiet, a tym samym intensyfikacją ekonomicznego ucisku kobiet.

Ponadto należy pamiętać, iż w przypadku recesji (na co się zanosi, ale czego budżet nie przewiduje) i ograniczania zatrudnienia to kobiety częściej tracą pracę, gdyż rzekomo są „mniej produktywne” oraz obciążone tzw. „obowiązkami rodzinnymi”. Tak więc polityka fiskalna i zaniechanie wykorzystywania budżetu do osłony sektorów społecznych i prowadzenia aktywnej polityki antydepresyjnej uderza w znacznie większym stopniu w kobiety. Dodatkowo dążenie do równowagi budżetowej często powoduje ogranicz enie funkcji opiekuńczych państwa, a więc ograniczane są wydatki na potrzeby socjalne, co dokłada „obowiązków” rodzinnych na barki kobiet, których pracę w tym zakresie uznaje się za zasób nieograniczony (wszystkie pozostałe zasoby są z kolei ograniczone, a ekonomię definiuje się jako naukę o podejmowaniu decyzji w warunkach ograniczoności zasobów).

Jak pisała feministyczna ekonomistka z Holandii, Irene von Staveren, w ekonomii opiekuńcza praca kobiet odgrywa rolę strefy buforowej, która ma amortyzować koszty społeczne, w tym koszty transformacji, restrukturyzacji czy kryzysów finansowych. Dodatkową rolę odgrywa tu presja podwójnych obowiązków, domowych i zawodowych, gdzie intensyfikacja pracy, konieczność dokształcania, stres związany z niepewnością pracy odbiera czas na wypoczynek i regenerację ciała. Tak więc zdolność buforowa gospodarki opiekuńczej jest obecnie na wyczerpaniu. ”Ślepa” na ludzi teoria ekonomiczna i polityka fiskalna tego nie dostrzega.

Link
Link