STRZAŁA, WERONIKA. PEŁNOMOCNICZKA JAKO ZAKŁADNICZKA WŁADZY czyli BAJKA O DOBRYM RYCERZU TUSKU. 2007
Dodane przez awe dnia May 05 2014 19:22:16
Jakiś czas temu organizacje kobiece i LGBT wystosowały list do przedstawicieli Platformy Obywatelskiej, by ci utworzyli urząd pełnomocniczki do spraw równego traktowania kobiet i mężczyzn. Jego potulny ton i nieskrywana radość z powodu zwycięstwa partii konserwatywno-neoliberalnej w wyborach dziwnie kontrastował z postulatami jawnie sprzecznymi z programem tej partii. Na razie wspomnijmy tylko o wymienionym w pierwotnej formie listu zagwarantowaniu praw osób homoseksualnych, podczas gdy Platforma Obywatelska od dawna wprost daje do zrozumienia, iż jest partią homofobiczną, niechętną jakimkolwiek związkom jednopłciowym.

Apel nie mógł zostać mocniej zignorowany, by nie rzec olany przez gremia rządzące. Nie pojawił się najmniejszy oficjalny komentarz, sprawę potraktowano jako wyskok radykalnych ugrupowań. Aż do czasu, gdy do walki przystąpiły celebrities. Sławne aktorki i artystki (oraz kilku znanych mężczyzn) poparły otóż treść poprzedniego listu, z jednym wyjątkiem. Kwestia mniejszości seksualnych została z niego usunięta, choć organizacje je reprezentujące nie wycofały się z jego sygnowania. To posługiwanie się sławnymi osobami, tzn. takimi które są rozpoznawane i wpisane w główny nurt, stanowi swego rodzaju znak rozpoznawczy redukcji polityki do marketingu politycznego. Szkoda, że wystąpieniom „sław” nie towarzyszy żadna polityczna krytyka czy strategia wyjścia z głównego konserwatywno-neoliberalnego nurtu. Udział celebrities wydaje się wręcz funkcjonować jak autocenzura, co skutecznie uniemożliwia krytyczne wypowiedzi...

Obecnie więc mamy doskonale wpisany w główny nurt list, w którym pozostały same komplementy pod adresem rządzących i ani cienia postulatu realnie sprzyjającego kobietom, hetero czy homoseksualnym. Ani słowa o prawach lesbijek, o prawach seksualnych, reprodukcyjnych i socjalnych kobiet, ani słowa o genderowych kosztach polityki makroekonomicznej i planowanej dalszej redukcji wydatków na tzw. sektory społeczne, co ewidentnie przerzuca koszty opieki i reprodukcji ludzi na gospodarstwa domowe, a szczególnie na kobiety, ani słowa o skutkach reformy, która przemienia służbę zdrowia w rynek chorób, co skutkuje ochroną zdrowia dla wybranych. Zresztą po co, skoro pełnomocniczka nie jest od praw kobiet, ale od kalkulowanego mechanicznie równego statusu. Jedyne co może zrobić, to informować, pilnować mechanicznych kryteriów równości i ułatwiać wypełnianie macierzyńskich ról, czyli więcej przedszkoli (ale najlepiej prywatnych) plus liberalizacja rynku pracy w imię ułatwiania kobietom godzenia pracy zawodowej i obowiązków macierzyńskich. Jedyną grupą kobiet, która efektywnie skorzystałaby na funkcjonującym w tych ramach urzędzie są urzędniczki już zatrudnione w rządowych agendach i w lokalnej administracji oraz inne beneficjentki skrajnie antyspołecznej polityki neoliberalnej, wdrażanej pełną parą przez ekipę Tuska.

By nie być gołosłowną w zarzutach, przytoczę cytaty. Apel głosi: „Powołanie urzędu Pełnomocniczki nie kłóci się z wizją taniego państwa, którą Platforma Obywatelska chce realizować. Zarówno w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej, jak i w Urzędzie Rady Ministrów zatrudnieni są dawni pracownicy Biura Pełnomocnika. Stworzenie Biura Pełnomocnika polegałoby po prostu na przegrupowaniu pracowników już zatrudnionych”. Wcześniej można przeczytać, że „Powołanie urzędu Pełnomocniczki nie kłóci się z wizją taniego państwa, którą Platforma Obywatelska chce realizować”. Skoro urząd ma działać zgodnie z neoliberalną wizją taniego państwa, czytaj likwidacją wszelkich form polityki socjalnej opartej na prawach człowieka i prawach kobiet, w jaki tajemniczy sposób mógłby przyczynić się do „poprawy ekonomicznej sytuacji kobiet”, którą sygnatariusze i sygnatariuszki uważają za „Jedną z najpilniejszych kwestii wymagających podjęcia zdecydowanych działań”?

Spróbujmy sobie wyobrazić radykalne działania PO w sprawie kobiet. Czy chodzi o umożliwienie pracodawcom zwalniania z pracy kobiet w ciąży, z dziećmi lub je planujących ze względu na „racjonalne” kryteria ekonomicznej opłacalności tylko przypadkiem faworyzujące mężczyzn? Przychodzi mi także do głowy – jako że list powołuje się na „palące problemy związane z przemocą, zdrowiem i edukacją” - pozbawienie praw do ubezpieczenia zdrowotnego dla kobiet trwale bezrobotnych czy zalegalizowanie opłat za opiekę w publicznych szpitalach. List powołuje się na sytuację kobiet zatrudnionych w górnictwie. Bez wątpienia, likwidacja kopalń, do której dąży ekipa Tuska, przyczyni się znacząco do poprawy sytuacji górniczek. Zaś jeśli chodzi o problem przeciwdziałania przemocy domowej, cóż, jest ona prywatną sprawą par – koniecznie dwupłciowych! - połączonych świętym węzłem małżeńskim, którego, jak naucza Jan Paweł II, nie należy naruszać... Obecne w programie Platformy Obywatelskiej odwołania do nauk papieskich i Dekalogu wskazują również, jaki model edukacji będzie ona preferować w stosunku do dziewcząt: mianowicie naukę posłuszeństwa wobec płci męskiej w domu, pracy i na arenie publicznej.

Obraz Pełnomocniczki zarysowany w cytowanym liście byłby takich nauk znakomitym przykładem. Urząd bowiem miałby istnieć, zatrudniać sztab dobrze zarabiających ludzi i… niewiele poza tym, nie licząc zapewniania świata, że skrajnie prawicowa, neoliberalna Platforma Obywatelska jest partią „proeuropejską” i „modernizacyjną”, w związku z tym, iż nie dyskryminuje kobiet. Tylko po co kobietom taka zakładniczka władzy? Czy nie lepiej zastanowić się głębiej nad tym, jaki urząd, jakie państwo, rynek oraz polityki ekonomiczne byłyby spójne z prawami kobiet, gwarantowały te prawa lub służyły ich wdrożeniu? Takie pytanie niestety ani w głównonurtowym feministycznym dyskursie ani w liście nie padają....

Zarzucić mi można przykładanie miary polityki emancypacyjnej z prawdziwego zdarzenia do specyficznej polskiej sytuacji, która nie od dzisiaj jest trudna. Uważam wszakże, iż nawet w takiej sytuacji da się wiele zrobić – pod warunkiem, że zaistnieje krytyczna analiza neoliberalizmu i patriarchatu jako punkt wyjścia do ewentualnych kompromisowych taktyk. A tak mamy kompromis bez krytyki, co jeszcze bardziej utrwala przechylenie polskiej sceny politycznej w prawo – tym razem naszymi własnymi, feministycznymi rękami. Innymi słowy, nie wierzę w pragmatyzm i strategiczność apelu, wyrażającego przede wszystkim polityczną naiwność i myślenie magiczne. Bajka o dobrym rycerzu Tusku pokonującym złe Kaczory nie opowiada o wyzwoleniu kobiet. Jest bowiem o rywalizacji dwóch patriarchalnych mocy o bardzo konkretną i dotkliwą władzę nad nami. Osoby skwapliwie darowujące mu swoją rękę działają tylko w swoim imieniu, nie reprezentując reszty kobiet.

Komentarz Think Tanku Feministycznego