JULIA KUBISA. LENIE ZA KASĄ W SUPERMARKECIE?
Dodane przez EwaCh dnia December 19 2008 19:00:28
Tuż przed rozpoczęciem handlowego sezonu świątecznego w "Dzienniku" ukazały się dwa artykuły na temat warunków pracy w supermarketach. W pierwszym z nich przedstawiono niepokojące i pesymistyczne wyniki badań przeprowadzonych przez Koalicję Karat. Drugi tekst to wywiad z kasjerką z kilkuletnim doświadczeniem, zachwalającą swego pracodawcę jak i warunki pracy . Podobna taktyka - uogólnione wyniki procentowe kontra ‘prawdziwy głos’ pracowników jest chętnie stosowana przez dziennikarzy, jako próba znalezienia tzw "dziennikarskiego obiektywizmu" poprzez przedstawianie dwóch przeciwstawnych pozycji i postawienie siebie w złotym środku. A poza tym, sami sobie, drodzy czytelnicy i czytelniczki odpowiedzcie, wolicie tabelki czy prawdziwą postać z krwi i kości. Wolicie anonimowo spowiadające się ze swoich problemów pracownice czy uśmiechniętą, przestawiającą się imieniem i nazwiskiem kasjerkę, która podkreśla etos pracy na kasie i wskazuje, że narzekają tylko lenie? Czytając ów wywiad odniosłam wrażenie, że jako wspomniany już sezon świąteczny się właśnie zaczynał, taka piękna laurka to medialna strategia radzenia sobie z niedoborami pracowników przez dyrekcje hipermarketów.
Niemniej jednak motywacje, postawy i opisy warunków pracy kreślone przez pracowników sektora junk job, obejmującego hipermarkety czy bary szybkiej obsługi są istotnym problemem społecznym i feministycznym, bo większość zatrudnionych w tym sektorze to kobiety. Na początek definicja: Junk job (zwana także McJob ) oznacza „pracę-śmieć” albo „śmieciową pracę” – jest to praca w sektorze usług, niewymagająca żadnych kwalifikacji i nisko opłacana. Nie trzeba się legitymować specjalnym wykształceniem czy odpowiednimi licencjami, może wykonywać właściwie każdy, jako że przyuczenie do niej trwa bardzo krótko. Wykonywane czynności nie wymagają skomplikowanego szkolenia – zazwyczaj wystarczający jest krótki kurs, często przy stanowisku pracy. Charakteryzuje się małym stopniem złożoności i opiera na prostych, schematycznych, powtarzalnych operacjach. „Śmieciowość” owej pracy wynika nie tylko z bardzo niskich płac, ale także stąd, że praca tego typu nie daje szans na awans i rozwój zawodowy, dlatego zazwyczaj traktowana jest jako zajęcie tymczasowe lub dodatkowe. Często podejmują ją ludzie dopiero zaczynający karierę zawodową.
W roku akademickim 2004/2005 studenci i studentki Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego pod kierownictwem prof Wiesławy Kozek, przy udziale dr Piotra Ostrowskiego i moim przeprowadzili badanie eksplorujące sektor junk job w Polsce. Wynikiem były raporty badawcze oraz tekst w Polityce Społecznej (Kozek, Kubisa, Ostrowski 2005) napisany w oparciu o zebrany materiał badawczy i wystąpienia konferencyjne (Kozek, Kubisa 2007). Doświadczenie z innych projektów badawczych, w których miałam możliwość porozmawiania z osobami zajmującymi się sprawami pracowniczymi w hipermarketach (zarówno ze strony związkowej jak i ze strony pracodawcy) pozwoliło mi uzupełnić wiedzę na temat stosunków pracy i warunków pracy w tym sektorze.
W wywiadzie, jaki wówczas przeprowadziłam, menedżerka odpowiedzialna za kontakty ze związkami zawodowymi w sieci hipermarketów kreowała negatywny obraz pracowników upominających się o swoje prawa. Takie opinie, patologizujące związkowców nie są wyjątkiem. Zgodnie z neoliberalną optyką, osoby te są leniwe i przez to nie osiągają sukcesów w pracy. Powodowane kompleksami i zawiścią decydują się na prostą karierę działaczki czy działacza związkowego, awanturnika i pieniacza, który nie dość, że marnuje czas na działalność to jeszcze działa na niekorzyść innych pracowników i pracownic, którzy muszą odpracowywać jego nieobecności. A wszystko po to „żeby się pokazać”, bo przecież prawdziwe problemy pracowników firma sama rozwiąże, wystarczy je zasygnalizować.... Wizja kreślona przez moją rozmówczynię to wielka międzynarodowa firma rodzinna o korzeniach chrześcijańskich. Rodzinną atmosferę kreuje się w stołówce, tytułując się per „ty” a nie „Pan/i”.
Przywoływana przez wywiadowaną przez "Dziennik" kasjerkę wizja warunków pracy i stosunków pracownicy – przełożeni kojarzyć się może ze wspominanym przez menedżerkę paternalistycznym związkiem między pracodawcą – ojcem a jego pracownikami – dziećmi, pośród których są dobre pracusie i niegrzeczne lenie. Wydaje mi się, że warto tu też się odwołać do wielowarstwowej specyfiki polskiej – pojęcia menadżerskiego matriarchatu ukutego przez Annę Titkow, polegającego na umiejętności radzenia sobie przez kobiety z wszelkimi przeciwnościami losu, podwójnym etatem i czerpaniu satysfakcji z symbolicznej gratyfikacji jaką jest uznanie innych (a nie dobre wynagrodzenie), jak również pokoleniowego doświadczenia transformacji gospodarczej w latach 90, zamykania zakładów pracy, wysokiego bezrobocia, problemów ze znalezieniem zatrudnienia po urlopach wychowawczych.
W przypadku zarówno hiper i supermarketów jak i sieciowych barów szybkiej obsługi istnieje wiele stanowisk pracy: wykładanie towaru, sprzątanie, w kuchni, przy kasie, na sali. Daje to pozór pracy zróżnicowanej niemniej jednak przypomina jedynie system gniazdowy w post-fordowskiej fabryce, w którym równorzędni robotnicy zmieniali się w ciągu dnia przy określonych czynnościach by nie popaść w monotonnie i lepiej pracować.
Szczebel wyżej jest kierownik – obserwując pracę managerów pracownice niższego szczebla dochodzą do wniosku, że nie warto jest się starać o awans, gdyż oznacza on znacznie więcej godzin pracy, możliwość przeniesienia do innej placówki (a dla wielu osób wybór tego miejsca pracy był związany z bliskością domu) oraz niewiele wyższe zarobki. Pracownicom pozostaje zatem lawirowanie między stanowiskami na dole hierarchii, unikanie nie lubianych (kasa, kuchnia). Jak wynika z zebranego w 2004/2005 roku materiału badawczego, widać wyraźnie, że to charakter pracy narzuca strategię dostosowawczą. Zachęty takie jak możliwość szkoleń czy awansu są pozorowane. Być może szczebel kierownika liniowego ma być testem kto rzeczywiście nadaje się do prawdziwych awansów, kto jest rzeczywiście zmotywowany jednak skądinąd wiadomo, że kierownicy wyższych szczebli często rekrutowani są z zewnętrznego rynku pracy. Szeregowym pracownicom pozostaje wykonywanie pracy bez przekonania, że specjalne przykładanie się do niej zaowocuje awansem, wyróżnieniem czy premią.
Sama praca nie przynosi satysfakcji młodym kobietom. Istotnym wymiarem jest poczucie docenienia: i tu ważny staje się usługowy charakter sektora junk job i związane z tym relacje z innymi ludźmi. Zadowolenie klientów, miłe słowo, oraz przede wszystkim możliwość doradzenia, dzielenia się wiedzą właściwie nie tylko profesjonalną (ze szkoleń) ale i prywatną sprawia, że respondentki często czują się docenione. Wydaje się być bardzo interesującym fakt, że to właśnie doradzanie, dzielenie się wiedzą i doświadczeniem, tak bardzo kobieca praktyka (wystarczy przyjrzeć się wielowiekowemu doświadczeniu gospodyń wiejskich, jak również formie organizacji pracy takich firm jak Oriflame czy Avon) jest dla respondentek kluczowe. W przypadku sieciowej barów szybkiej obsługi respondentki zauważają odwrotne zjawisko – pogardę klientów wobec pracowników, wynikającą z pogardy wobec McJob. Tak samo dzieje się w przypadku hostess, które często są źle traktowane przez klientów.
Również klienci potrafią zarówno docenić jak i zdecydowanie odrzucić dobre rady badanych pracownic – być może jest to reakcja na fałsz zawarty w tej interakcji – tak jak w przypadku hostess, które wszystkim polecają to samo.
Badane dostrzegają nadużycia pracodawców, przeciąganie godzin pracy bez płacenia nadgodzin, trudności z uzyskaniem urlopu, a w przypadku małych barów szybkiej obsługi (np. w przejściach podziemnych) nieprzestrzeganie BHP, niewystarczający dostęp do toalety, niemożność spokojnego spożycia posiłku. Często nie mają nawet umów o pracę na czas określony (umowy na czas nieokreślony nie istnieją w tym sektorze, najdłużej pracujące osoby mają umowę na czas określony, np. 8 lat.), pracodawca oferuje jedynie umowę zlecenie, przez co problemem jest uzyskanie dnia wolnego, nie mówiąc już o pójściu na zwolnienie chorobowe. Ta sytuacja jest jednak uznana za normalną, za cechę charakterystyczną rynku pracy.
Zapytaliśmy również o przyczyny niekorzystnej sytuacji osób wykonujących podobną pracę. Co interesujące, wśród młodych kobiet nie pojawił się w ogóle czynnik niskich kwalifikacji zawodowych. Chętnie natomiast przywoływano ogólnie wysoki poziom bezrobocia, brak atrakcyjnych ofert pracy, efekt prywatyzacji. Ważnym wydaje się również czynnik złych chęci, lenistwa, braku inicjatywy przypisywanych osobom bezrobotnym lub wykonującym podobną pracę. Przytoczyć tu można wypowiedź pracownicy baru sieciowego (chętnie podkreślającej tymczasowość swojej zawodowej sytuacji) „Ileś dziewcząt które tam (w McDonalds’) pracują są samotnymi matkami, same się takiej sytuacji dorobiły, większość pracowników mieszka w miasteczkach i wsiach, są przyjezdni, szukają niewiadomo czego, lądują w McDonalds, pracują za marne grosze a spędzają czas na kursowaniu między wsią a McDonalds.” Kobiety pracujące w tym sektorze marzą o innym życiu, a jednak nie robią nic by je zmienić. I trudno im się dziwić, w pracy, w której wciąż wyrabiają niepłatne nadgodziny, męczącej fizycznie i osłabiającej (biorąc pod uwagę groszowe zarobki – niewiele powyżej płacy minimalne, za które trudno wyżywić rodzinę i kupić np. lekarstwa), zajmującej 7 dni w tygodniu, bo na tyle rozpisywany jest ciągle zmieniający się grafik, trudno jest znaleźć chwilę, by spokojnie pomyśleć o tym co by się chciało robić w życiu. Pozostaje dostosować się, liczyć że los sam się odmieni i starać się nie myśleć o tym, że tak już będzie całe życie. Przeważa więc przeświadczenie o braku sprawczości i perspektyw.
Tezę o postawie „no future” wśród młodych kobiet potwierdza sytuacja badanych kobiet w średnim wieku. Większość z nich może się pochwalić kilkuletnim doświadczeniem pracy w sektorze junk job. Część z nich doświadczyła choćby kilkumiesięcznego bezrobocia i tym bardziej szanuje swoją pracę, mimo że niekoniecznie ją lubi i czerpie z niej zadowolenie. Kobiety w tym wieku zdają sobie sprawę, że ich praca w negatywny sposób wpływa na życie rodzinne, jednak interpretują to wskazując na niedostateczne kompetencje i kwalifikacje, by znaleźć nową, bardziej stabilną czasowo pracę. Jednocześnie, badane z tej grupy, z kilkuletnim stażem w sektorze junk job, starają się znaleźć w swojej pracy jak najwięcej satysfakcjonujących czynności. Podkreślają wagę kobiecej atmosfery w pracy – niekoniecznie oznaczać to musi przyjaźnie, ale chodzi tu bardziej o wspólnotę przeżyć i doświadczeń.
Ostatnią wyróżnioną przez nas grupą są kobiety w wieku przedemerytalnym. Mogą być interpretowane jako ofiary transformacji – doświadczyły zwolnień grupowych, likwidacji zakładów pracy. Ich doświadczenie zawodowe często przerywane było długimi urlopami wychowawczymi, co w nowych warunkach powodowało problemy z powrotem na rynek pracy, gdzie liczba ofert miejsc pracy jest niższa niż liczba tych którzy jej szukają. W tej grupie widoczne są zmniejszone aspiracje zawodowe, podkreślanie braku kwalifikacji, które pozwoliłyby im polepszyć ich sytuację na rynku pracy.
Kobiety te przyzwyczaiły się do pracy w hipermarkecie, barku szkolnym, stołówce. Akceptują niewielką organizacyjną hierarchię gdzie nie ma dla nich możliwości awansu – zresztą one o awansie już nie marzą. Głównym motywem pracy jest potrzeba dotrwania do emerytury. Jako najważniejsze wartości w życiu wymieniają rodzinę i zdrowie, pracę traktując jako źródło pieniędzy, pozwalających utrzymać rodzinę (męża na rencie), pomóc rodzinom swoich dzieci.
Kobiety podkreślają ciężkie fizyczne wymagania pracy, szybkie męczenie się, opuchlizny. Nie lubią swojej pracy, traktują jako konieczność. Aby praca była do zniesienia szukają w niej pozytywnych momentów, takich jak kontakty koleżeńskie, wyjście z domu poza środowisko rodzinne i sąsiedzkie. Satysfakcję znajdują w miłych reakcjach klientów, które pozwalają im wejść w tradycyjną rolę kobiety – opiekunki, którą zresztą wykonują zarówno w pracy jak i w domu.
Jak w wystąpieniu na konferencji „Kobieta pracująca na (nie)przyjaznym rynku pracy” (Kozek, Kubisa 2007) zauważyła Wiesława Kozek wyraźne jest „wepchnięcie” kobiety w negatywną spiralę równowagi. Kobiety pracują w sektorze junk job głównie dlatego, że muszą. Praca nie jest dla nich źródłem samorealizacji, traktują ją w kategoriach instrumentalnych.
Zjawisko to może mieć dwie powiązane ze sobą przyczyny: pierwsza to deklarowane przywiązanie do rodziny jako najwyższej wartości. W przypadku tradycyjnie ujmowanej roli kobiet w społeczeństwie, ich życie zawodowe musi być podporządkowane rodzinie i tak jest w tym przypadku. Oznacza to zatem nie angażowanie się w pracę, brak zainteresowania ścieżką kariery, traktowanie pracy jako dodatkowego źródła dochodu. Dodatkowym wyjaśnieniem będzie zatem brak dogłębnego przekonania o roli kwalifikacji w zdobywaniu pracy oraz skoncentrowanie się na znalezieniu jakiejkolwiek pracy blisko domu. Zauważalny jest brak planowania w perspektywie swojej kariery zawodowej – pracę kalkuluje się pod kątem możliwości rozwoju rodziny.
Niskie płace i złe warunki pracy oferowane w sektorze junk job sprawiają, że praca jest dla badanych niekonkurencyjna wobec życia rodzinnego. Porównując życiorysy, przebieg kariery zawodowej, aspiracje i system wartości badanych w różnych grupach wiekowych można zauważyć pewien schemat negatywnej spirali równowagi: prosta praca – brak aspiracji zawodowych – lęk o przyszłość – ograniczone aspiracje rodzinne – poświęcenie dla rodziny – zubożona kariera zawodowa w cyklu życia. Możemy uznać zatem, że położenie kobiet w starszym wieku może być ujmowane jako prognostyczne dla kategorii kobiet w wieku młodym.
W mitologii współczesnego społeczeństwa polskiego popularnością cieszy się legenda o pieluchach dla kasjerek. Odżegnywanie się od tej praktyki, jakie słyszymy właściwie we wszystkich sieciach ma często za zadanie zasłonić fakt, że mimo iż upokarzających pieluch nie ma, to są inne urągające godności i zagrażające zdrowiu pracowników praktyki. Pielucha jednak sprawia, że sytuacja staje się zerojedynkowa: jest pielucha – jest źle, nie ma – dobry pracodawca.
Wydaje się, że napięcie bierze się też z różnych oczekiwań i różnych źródeł czerpania satysfakcji. Dla czytelniczek i czytelników raportu Karatu, prasy w rodzaju „Dziennika” czy „Gazety Wyborczej” (która jakiś czas temu opublikowała reportaż dziennikarza, który pracował w hipermarkecie) sektor junk job jest odstręczający. Pochylają się nad nim z oburzeniem i zdziwieniem obserwując nieudolność Państwowej Inspekcji Pracy, 7 dniowy tydzień pracy, nieregularność grafików oraz monotonię obowiązków i beznadzieję pracy, wyszczekanych kierowników liniowych, obrażających bez przerwy podwładnych starszych od nich o pokolenie. Jednak zanim rzucimy się gremialnie na kasjerkę, która udzieliła „Dziennikowi” wywiadu, i oskarżymy o bezwolność i wyprany mózg (przyznam, sama tak pomyślałam), warto wrócić do lat 90, realiów rosnącego bezrobocia i niekończącego się zamykania państwowych zakładów pracy. W przeprowadzonym przez nas w 2005 badaniu respondentki w średnim wieku podkreślały własną zaradność i samodzielność w zdobyciu pracy. Co z tego, że to supermarket. Zwraca jednak uwagę chęć szukania winnych – zarówno kasjerka z „Dziennika” jak i badane przez nas kobiety o lenistwo obwiniają innych (pracowników czy bezrobotnych), nie chcąc „tracić twarzy”. W deklarowanej sumienności odnajdują możliwość podwyższenia swojej samooceny, wbrew temu co mogą usłyszeć naokoło – że w supermarkecie praca jest śmieciowa i ta śmieciowość się jakoś na nie przenosi.
Pisząc raport o badaniach przeprowadzonych w 2005, ja i innni współautorzy byliśmy ciekawi, czy wejście Polski do UE zmieni warunki pracy w hipermarketach. Czy skonfrontowani z wielką falą emigracji pracodawcy polepszą warunki pracy, zaoferują lepsze pensje, grafiki zapewniające godne życie? Jak wynika z badań Koalicji Karat, nic takiego nie ma miejsca. Teza o „rynku pracownika”, który miał pojawić się wraz ze spadającym bezrobociem tu się nie sprawdza i to jest naprawdę bolesne.
Strategia „codziennie niskich cen” osiągana jest za pomocą wyzysku dostawców, jak i przez obarczanie pracowników większą liczbą obowiązków. Brak tu podejścia podwyższania jakości oferty warunków pracy i płacy, by przyciągnąć nowych i utrzymać starych pracowników. Nie jest to zresztą specyfika sektora, to samo dzieje się w szpitalach z pielęgniarkami. W rezultacie na stanowiskach pracy zostają te osoby, którym trudniej było podjąć decyzję o emigracji – samotne matki, osoby w średnim wieku i przedemerytalnym, te, których rodziny nie chcą wyjechać – wszystkie te osoby mają z tego powodu słabszą pozycję przetargową i pracodawcy zdają sobie z tego sprawę. Inną strategią hipermarketów jest obecnie zatrudnianie firm zewnętrznych do obsługi stanowisk. Choć pryska mit wielkiej rodzinnej firmy to taki outsourcing jest tańszy, nie trzeba się już martwić o ewentualne uzwiązkowienie załogi, bo to już problem firmy zewnętrznej. Hipermarkety zatrudniają również ostatnio osoby o niewielkim stopniu niepełnosprawności, przysparzając sobie oszczędności z racji dopłat z PFRON – choć rzecz jasna oferowanie miejsc pracy niepełnosprawnym jest pozytywnym zjawiskiem, to chciałoby się od razu powiedzieć by te stanowiska były dobrej jakości.
W ostatnich tygodniach kontekst rozważań o polskim sektorze junk job zmienił się - światowy kryzys finansowy w połączeniu z trwającą już jakiś czas recesją w gospodarkach na Wyspach sprawia, że coraz więcej Polaków i Polek zaczyna myśleć o powrocie. Jak możemy się dowiedzieć z analiz dziennikarskich, w Polsce czeka na nich głównie pośredniak. Można uznać, że pojęcie "rynku pracownika" było tylko ok 2-3 letnią efemerydą i zaraz świat wróci na ustalone tory, gdzie siły roboczej będzie dużo, a miejsc pracy znacznie mniej.
Podczas tych kilku lat zdarzyło się kilka interesujących rzeczy w kwestii polepszenia sytuacji pracowników jak powstanie związków zawodowych w hipermarketach. Może też powracający z emigracji Polacy i Polki oprócz walizek przywiozą też oczekiwania lepszych standardów pracy. Ale zapewne to tylko pobożne życzenia. W końcu wielu rodaków traktowano zagranicą jako źródło naprawdę taniej siły roboczej, oferując im stawki niższe niż te wynegocjowane przez związki zawodowe. Konfrontując paternalistyczną strategię wyzysku przez pracodawców, którzy naznaczają osoby upominające się o podwyższenie standardów pracy i uzwiązkowienie jako leniwe i podstępne, ze strategią przystosowawczą, koncentracją na innych wymiarach życia (rodzina) prezentowaną przez pracownice można wątpić, czy przeprowadzony za kilka lat kolejny raport Koalicji Karat przyniesie jakieś inne, bardziej optymistyczne wyniki, o ile prawa pracownicze i wszystkie inne prawa człowieka nie staną się przewodnią ramą polityki państwa. A do tego nie dojdzie bez silnego ruchu pracowniczego i solidarności klientów i konsumentów usług pracy śmieciowej z wyzyskiwanymi pracownikami.
Bibliografia:
Wiesława Kozek, Julia Kubisa Funkcje zjawiska junk – job w odniesieniu do kobiet. Praca bez kariery zawodowej wygłoszone na konferencji KOBIETA PRACUJĄCA…” NA (NIE)PRZYJAZNYM RYNKU PRACY, 25 kwietnia 2007 , Warszawa
Wiesława Kozek, Julia Kubisa, Piotr Ostrowski „Bliżej junk job niż working. Nisko płatna nisko kwalifikowana praca w usługach w Polsce” Polityka Społeczna nr 10/2005
Karolina Oponowicz. Agnieszka Chmielecka. Sytuacja pracownic super i hipermarketów. Raport z badań. Koalicja Karat. 2008. Link Link
Artykuły w „Dzienniku”:
„Pracownica hipermarketu: Narzekają tylko lenie”, środa 22 października 2008 Link
„Wielkie sklepy wciąż wyzyskują”, poniedziałek 20 października 2008 22:36 Link