Znakomite cwiczenie z podmiotu feminizmu dal nam ostatnio 'warszawski salon feministyczny' w postaci Kongresu Pańć Polskich. Polecam wizyte na www.kongreskobiet.pl i obejrzenie listy Komitetu Programowego, gdzie na 87 osob, 54 to biznes woman i kobiety rzadowe z wysokie szczebla, w tym trzy zony prezydentow (27 biznes, 19 rzad, sorki jesli si epomylilam w jedna czy druga strone. pozostale osoby zaliczaja sie do kategorii dworek, i do salonu z Warszawy. Wrecz razi brak kobiet spoza Warszawy. 87 nie wymyslilo tego kongresu, musiala to zrobic mniejsza grupa, Jak widac ze skladu the usual suspects, w tym przyczyna naszych klopotow plcia kulturowa i gender zredukowanym do stereotypu, a wyzwoleniem kobiet do formalnej rownosci z facetami.
Pancie w imieniu wszystkich kobiet glosza ze transformejszyn byla cudowna, wszystkim sie znakomicie udalo, tylko sa jakies drobne niedomogania.
Lokalny odprysk Kongresu wlasnie ma sie odbyc w gminie Olecko, w wojewodztwie mazursko warminkim, gdzie bezrobocie 20 %, na jedna oferte pracy porzypada 120 zarsejestrowanych bezrobotnych - ale o takich nieistotnych problemach salonowe pancie przeciez nie rozmawiaja...
Agato, chyba nie tylko Kościół. Też pogarda klasowa odgrywa tu ogromną rolę. Jesteś niezadowolony/a? Jesteś nieudaczkiem, kosztem transformacji, nie rozumiesz demokracji ble ble ble
a serio, to nawet nie tłumaczek, ale dziedzin humanistyki, które wprowadzały 'gender' do Polski, przypomnę, że były to głównie teoria literatury (do dzis przekłady bell hooks i Spivak w takich pismach jak 'Literatura na Świecie' czy antologie tekstów ZNAKU czy Universitasu) i historia sztuki (w wymiarze krytycznym, np. Haroway), tam tłumaczenie 'płec kulturowa' mogło znaleźć zastosowanie i było adekwatne
Agata Czarnacka napisał/a:
Hmmm, wszedzie jest pochwalana - w tym sensie, że neoliberalne urządzenie świata produkuje zachęty i, przynajmniej początkowo, premie za przechodzenie na własny rachunek (utrzymanie pracy, większy dochód do reki itd.). Kłopot w tym, że w Polsce wszelkie krytyki są znacznie mniej słyszalne niż w krajach, w których opozycja nie została spacyfikowana przez Kościół...
Agat, to raczej neoliberalizm spacyfikowal Kosciol, vide Ucho Igielne Tygodnika, slynny ojciec z Torunia i nieslawy opiekun chlopcow z Gdanska, nie mowiac o parciu na majatki wyszantazowane od panstwa w postaci odskzodowan za nacjonalizacje...
Warszawski salon robi z Kosciola jedynego wroga- polecam fragment z Butler na dzisiejsza sesja ktora pisze o szukaniu jednego przeciwnika jako elemencie totalizujacego repertuaru. Nie demonizujmy kosciola, bo to z premedytacja uzytecznie sluzy zamazaniu neoliberalizmu
A ja wysłąłąm zgłoszenie na ten Kongres. jestem ciekawa bo jestem spoza warszawy Ale swoją droga niedawno w łodzi organizowałam cośco nazywało się Festiwalem Otwartym Kobiet Aktywnych - FOKA na który zaprosiłam bardzo różne kobiety z Łodzi i spoza Łodzi )od pań z koła gospodyńwiejskich po radne iprofesorki) - no i te kobiety wspólnie bardzo się dobrze ze sobą dogadywały. Nawiązały jakeis tam kontakty. Tak sięw ąłsnie zastanawiam czy ten konkres to bedzie coś takiego żeby pobyć razem i dotknąc te "z warszawy" - w moim przekonaniu tak tez sie buduje wspolnota. teoretycznie moge każdej z nich powiedziec że na przykąłd sięz nią nie zgadzam. Nie wiem czy to coś wniesie w sensie globalnym ale zwracam uwagę tylko na pewną rodzacą się modę gromadzenia się kobiet w jednym miejscu - może to nasz sposób na wejście do sfery publicznej?
Kacha Szaniawska napisał/a:
a serio, to nawet nie tłumaczek, ale dziedzin humanistyki, które wprowadzały 'gender' do Polski, przypomnę, że były to głównie teoria literatury (do dzis przekłady bell hooks i Spivak w takich pismach jak 'Literatura na Świecie' czy antologie tekstów ZNAKU czy Universitasu) i historia sztuki (w wymiarze krytycznym, np. Haroway), tam tłumaczenie 'płec kulturowa' mogło znaleźć zastosowanie i było adekwatne
Moge sie mysilic, ale zdae sie pierwsza takie tlumaczenie gender jako plci kulturowej popelnila Bozena Uminska. Nie ma co wina obarczac humanistyki. Drugie powtarzaly za pierwsza, bo tak bylo latwiej. A przy okazji, w tlumaczeniu socjalistycznego manifestu Haraway nie chodzi o manifest cyborgow, ale o manigfest cyborgini... problem z ytmi tlumaczeniami, ze ktosie wymyslaja tutejsze wersje, wyrwane z ich oryginalnego lokalnego kontekstu. Bo nikt nie fatyguje sie zeby historiografie anglosaskie feminsitcyznego dyskursu opisac z odzwierciedleniem roznorodnosci tych debat. A tutejsze wersje nie sa podparte zadna teoretyka, co obniza intelektualna jakosc feministycznej krytyki
Edytowane przez EwaCh dnia 30-04-2009 20:50
Katarzyna Szumlewicz napisał/a:
Agato, chyba nie tylko Kościół. Też pogarda klasowa odgrywa tu ogromną rolę. Jesteś niezadowolony/a? Jesteś nieudaczkiem, kosztem transformacji, nie rozumiesz demokracji ble ble ble
Myślę, że jedno i drugie w klasyczny sposób się splata, zob. np. "Krytykę solidarnościowego rozumu", analizę pisaną jeszcze marksistowskimi narzędziami, choć już po przełomie (1991). Jasne, że finansowo-kościelny sojusz ma u nas inny trochę kształt niż w krajach Ameryki Południowej, frankistowskiej Hiszpanii czy choćby powojennych Niemczech, ale pomału wypoczwarza się w coś całkiem porównywalnego. Po "dominacji klasy robotniczej" w okresie PRL jedynie nośnik w postaci pastoralnej władzy kleru, z którym inteligencja weszła w alians, mógł dać jej faktyczne narzędzia do zajęcia i umocnienia paternalistycznej pozycji...
W tej sytuacji feminizm, jesli chce cś zmienić, powinien przede wszystkim zmienić rozumienie polityki. Koniec mówienia "tak trzeba, a tak nie wolno". Tylko co w zamian? Niejawna władza procesów grupowych, cos w rodzaju woli powszechnej u Rousseau, a w konsekwencji schmittowski podział na swoich i wrogów? Dla mnie takie coś odpada, choć sama wizja okazała się kusząca dla wielu organizacji z lewej strony...
Ja na przykład mam taki problem z Butler, że nie do końca dobrze rozumeim Derridę, który mam wrażenie jest u nas mało popularny- ona odwołuje się do niego. Ja ja w ogóle rozumiem bardziej w kontekście tekstu/ znaku, znaczenia i traktuję jej postulaty czasem jako pokazanie, że pewne rzeczy dają się już pomysleć i nazwać i w tym sensie mogą się stać naszą "rzeczywistą kultura".
Oj masz słuszność, ja też nie lubię krucjat (choć od niedawna), ale przenikliwe dostrzeganie ucisków nie musi się wiązać z nimi, zapewniam (a coś chyba wiem, od dawna działam na lewicy).
Magdalena Dunaj napisał/a:
A ja wysłąłąm zgłoszenie na ten Kongres. jestem ciekawa bo jestem spoza warszawy Ale swoją droga niedawno w łodzi organizowałam cośco nazywało się Festiwalem Otwartym Kobiet Aktywnych - FOKA na który zaprosiłam bardzo różne kobiety z Łodzi i spoza Łodzi )od pań z koła gospodyńwiejskich po radne iprofesorki) - no i te kobiety wspólnie bardzo się dobrze ze sobą dogadywały. Nawiązały jakeis tam kontakty. Tak sięw ąłsnie zastanawiam czy ten konkres to bedzie coś takiego żeby pobyć razem i dotknąc te "z warszawy" - w moim przekonaniu tak tez sie buduje wspolnota. teoretycznie moge każdej z nich powiedziec że na przykąłd sięz nią nie zgadzam. Nie wiem czy to coś wniesie w sensie globalnym ale zwracam uwagę tylko na pewną rodzacą się modę gromadzenia się kobiet w jednym miejscu - może to nasz sposób na wejście do sfery publicznej?
Produktywna wladze (w sensie foucaultowskim) maja te, ktore zwoluja i ustalaja program konkgresu - jego enuncjatorki. Mozna owszem, brac udzial, ale hierarchie wiedzy i wladzy zostaja zachowane.
bardzo duzo w tym autorytaryzmu, bo np swiatowa konferencja kobiet w Pekinie (ktora np zna Bozena Choluj, bo tam byla) zorganizowano na zasadzie lokalnych, narodowych i regionalnych konsultacji, zarowno w nurcie rzadowym jak i NGOwskim. Z tych oddolnych konsultachi powstawaly finalne dokumenty (byly oczywiscie nierowne starcia i walki, ale przynajmniej byla taka mozliwosc. Kongres Pańć Polskich jest zorganizowany od gory, na patriachalne modłę, one wiedza lepiej ze transformejszyn jest cudowna, i rzczywiscie, to odzwierciedla ich punkt widzenia i ichnie materialne doswiadczenia... problem w tym ze totalizujacym gestem uogolniaja to na wszystkie polskie kobiety. Poza tym kto mowi, kiedy pada taki zwrot my polskie kobiety. Bo ja tu slysze reprodukcje glosu boskiegop obserwatora czyli kosciola...
Edytowane przez EwaCh dnia 30-04-2009 21:04
Katarzyna Szumlewicz napisał/a:
Megi, a może jest po prostu tak, że kobiety w Polsce mają różne interesy? Butlert rozmywa tożsamość w walce np ekonomicznej, ale jest przydatna lesbijkom i gejom - co wcale nie znaczy, że istnieje miedzy tylmi interesami jakaś esencjalna sprzeczność...
Teoria Butler jest przydatna w budowaniu tożsamości lesbijek i gejów, fakt. Ale ja w ramach budowania nowego/szerszego podmiotu feminizmu wybieram lesbijki. Jesli koncentruję się na ciele, to tylko kobiecym... Gej to facet z tej perspektywy. Rozwinę to innym razem, bo nie chcę być posądzana o homofobię.
Katarzyna Szumlewicz napisał/a:
Inna sprawa, czy "mając", warto tak całkiem zdemontować esencjalizm kiedykolwiek zanim po prostu nastapi społeczeństwo egalitarne...
Myślenie bardzo bliskie mojemu Czymś trzeba walczyć!
Jeśli chodzi o Derridę, to mamy jeszcze bardziej wyboiste ścieżki translatorskie, niż w przypadku feminizmu... Ale to już jest temat na osobną rozmowę, poza kursem z filozofii feministycznej . Natomiast jeśli chodzi o kwestie znaczenia, znaku (ale nie wiem, czy tekstu - raczej wypowiedzi, czyli pewnego aktu) - to bez teorii performatywów (teorii ustanawiania i kondensowania znaczeń poprzez ich "enact", wprowadzanie w czyn) nie da się zrozumieć postulatów Butler. Rzeczywista kultura jest ciągle przez nas wprowadzana w czyn na nowo. Najczęściej biernie ją odtwarzamy, choć coś takiego jak absolutnie wierna reprodukcja też nie jest raczej możliwa. Wydaje mi się, że clou propozycji Butler jest uświadomienie sobie, że każdy nasz gest jakoś podtrzymuje lub obala pewien aspekt kultury (spojrzenie na zegarek podtrzymuje np. koncepcję kalendarza). Jasne, że całkowite pominięcie miar czasu oznaczałoby krok samobójczy, ale możemy np. kwestionować narzucanie nam multitaskingu w imię "nieubłaganego" tykania zegarka...
Megi, ciesze się bardzo, że się zgadzamy, pozdrawiam i do zobaczenia następnym razem!
A do rozumienia performatywności bardzo przydatny okazuje się nasz Gombrowicz