ŚWIĘĆKOWSKA, TERESA. KOBIETY MIĘDZY RYNKIEM A KOŚCIOŁEM. POLITYCZNA EKONOMIA USTAWY BIOETYCZNEJ. 2009
Komentarz Think Tanku Feministycznego
Jarosław Gowin ogłosił projekt ustawy bioetycznej, a nam wszystkim po raz kolejny zrzedła mina. Ustawa została przygotowana w kontekście dwóch nurtów dyskusji: krytyki kościoła katolickiego wobec procedury in vitro i właściwie żądania jego zakazania oraz ratyfikacji Konwencji Bioetycznej Rady Europy. Krytyka in vitro nasiliła się w momencie zapowiedzi minister Kopacz o refundacji wspomagania zapłodnień in vitro. Konwencję z 1997 Polska dotychczas przyjęła, ale jej nie ratyfikowała. Formułuje ona podstawowe prawa związane z postępem biologii i medycyny. Jako główny cel określa ochronę godności i tożsamości osoby ludzkiej i gwarantuje każdej osobie bez dyskryminacji poszanowanie dla jej integralności oraz innych podstawowych praw i wolności wobec zastosowań biologi i medycyny. W odniesieniu do praw i wolności konwencja powołuje się na wcześniejsze międzynarodowe deklaracje praw człowieka. W konwencji są tylko dwa artykuły związane z tworzeniem embrionów poza organizmem kobiety. Jeden z nich stanowi, że badania naukowe mogą być przeprowadzane tylko na zarodkach, które pozostały po procedurze zapłodnienia in vitro, a tworzenie embrionów specjalnie na potrzeby eksperymentów jest zabronione. Drugi mówi, że przy zapłodnieniu pozaustrojowym nie można z góry wybierać płci przyszłego dziecka. Konwencja mówi poza tym o podstawowych prawach pacjenta, takich jak prawo do informacji, czy prawo do wcześniejszego wyrażenia woli co do przyszłego leczenia na wypadek utraty zdolności wyrażania woli w przyszłości. Poza tym zabrania wywoływania dziedzicznych zmian genetycznych u potomstwa. Artykuł 11 mówi o zakazie wszelkich form dyskryminacji ze względu na dziedzictwo genetyczne.
Projekt ustawy przedstawionej przez Gowina wskazuje wyraźnie na to, że jest ona przede wszystkim realizacją żądań kościoła. Ustawa wprowadza istotne zakazy w odniesieniu do zabiegów in vitro, ogranicza możliwości korzystania z zabiegów legalnej aborcji oraz ogranicza prawa pacjenta co do odmowy leczenia. Przyznaje również nieuzasadnione uprawnienia lekarzom i farmaceutom w zakresie klauzuli sumienia oraz stosowania tzw. uporczywej terapii wbrew woli pacjenta. Projekt ustawy w wielu punktach wprowadza dyskryminację wobec pacjentów i jest tym samym sprzeczny z duchem konwencji europejskiej. Jest napisany w duchu aksjologi kościoła, w oparciu o nową dogmatyczną definicję osoby ludzkiej od chwili poczęcia.
Najwięcej dyskusji wywołały regulacje dotyczące procedury in vitro. Projekt wprowadza cały szereg zakazów, które znacznie obniżają skuteczność leczenia i zwiększają jego uciążliwość. Przewiduje m.in. zakaz wytwarzania nadliczbowych zarodków, zamrażania ich, odebranie możliwości prowadzenia diagnostyki preimplantacyjnej, nakierowanej na wcześniejsze niż na etapie ciąży wykrywanie chorób. Według specjalistów proponowane rozwiązania przedłużą udręki rodziców, wprowadzą konieczność powtarzania uciążliwych i nadwyrężających zdrowie kobiety zabiegów medycznych, a jednocześnie zmniejszą ich skuteczność. Można przypuszczać, że projekt chcąc zachować pozory kompromisu ma na celu zniechęcenie do korzystania z leczenia.
Poza tym ustawa ogranicza dostępność do in vitro tylko dla małżeństw, a w tych ramach dla kobiet poniżej 40 roku życia i kobiet nie obciążonych chorobami genetycznymi oraz przewiduje skomplikowane formalne procedury kwalifikacji ze względu na kompetencje rodzicielskie. Mamy więc dyskryminację związków partnerskich i osób bez związków oraz krok w kierunku eugeniki. Zapis o niedopuszczaniu do procedury in vitro osób obciążonych chorobami genetycznymi jest wyraźnie sprzeczny z wspomnianym wyżej art. 11 Konwencji Bioetycznej Rady Europy. Ale z drugiej strony zapis o klauzuli sumienia pozwala lekarzom na odmowę sterylizacji na własną prośbę osobom obciążonym poważnymi chorobami dziedzicznymi.
Zmiany w projekcie dotyczące klauzuli sumienia zwalniają lekarza z obowiązku wskazania innej placówki, która przeprowadzi legalną aborcję lub sterylizację. Klauzulą może też zasłonić się farmaceuta i nie sprzedać leku, jeśli nie pozwala mu na to sumienie. W projekcie znajduje się również zapis o zakazie ubiegania się o odszkodowanie z tytułu urodzenia chorego dziecka (chodzi m.in. o przypadki, kiedy odmówiono legalnej aborcji). Wszystkie te zapisy to kolejny pomysł na to, jak w praktyce całkowicie uniemożliwić w Polsce legalną aborcję, nie naruszając formalnie „kompromisu”.
Ponadto projekt proponuje przepisy dotyczące zmian w ustawie o prawach pacjenta. W tym ostatnim przypadku istotny jest zapis, który zwalnia lekarza z obowiązku zastosowania się do „testamentu życia” pacjenta na wypadek utraty zdolności do nie wyrażania zgody na uporczywe leczenie.
Ustawa dotyczy poza tym wielu innych spraw, takich jak regulacja prowadzenia eksperymentów medycznych, czy trybu powoływania i zakresu uprawnień Krajowej Rady Bioetycznej oraz Urzędu ds. Biotechnologii.
Zabiegiem taktycznym ze strony Gowina jest połączenie w jednej ustawie potrzebnych regulacji odnośnie rozwoju biotechnologii, takich jak na przykład zakaz handlu częściami ciała ludzkiego czy manipulacji genetycznych na ludziach z przeforsowaniem bardzo restrykcyjnych zakazów, których domagał się kościół katolicki. Część proponowanych rozwiązań oznacza w rzeczywistości bardzo daleko posuniętą kontrolę nad sferą reprodukcji. W praktyce kontrola ta dotyczy przede wszystkim kobiet gorzej uposażonych, których nie stać na leczenie za granicą, czy na zabiegi na czarnym rynku.
Sporządzona w duchu katolickiej dogmatyki ustawa ustawia dyskusję wokół kwestii moralnych i indywidualnych praw do dziecka. Kwestie ekonomiczne i pytania o to kogo będzie na to stać i jakiego rodzaju jest to priorytet w obecnej sytuacji finansowej służby zdrowia są wyrzucane poza ramy tak konstruowanego dyskursu i uniewidaczniane. . Główna oś sporu w aktualnej dyskusji odnosi się do prawa do leczenia in vitro. Tylko nieliczne grupy feministyczne podnoszą kwestie związane z ograniczeniem możliwości zabiegów legalnej aborcji. Biorąc pod uwagę plany prywatyzacji służby zdrowia można powiedzieć, że w praktyce wiele zabiegów, zwłaszcza drogich, będzie dostępnych tylko dla niewielkiej grupy społeczeństwa. To wydaje się o wiele bardziej obciążone trudnymi do przewidzenia konsekwencjami społecznymi, zwłaszcza wobec rozwoju nowych technologii niż indywidualne prawo do in vitro. Jedną z możliwych konsekwencji prywatnych usług biomedycznych może być pogłębianie nierówności społecznych w oparciu o dostęp do zaawansowanych procedur, czyli np. eliminacji chorób dziedzicznych, wyboru wyglądu zewnętrznego dziecka itp., które będzie dostępne tylko dla określonej części społeczeństwa. W Wielkiej Brytanii już udało się dzięki badaniom preimplantacyjnym wykluczyć u dziecka gen odpowiedzialny za raka piersi. Podobną selekcję będzie można prawdopodobnie przeprowadzać odnośnie innych czynników.
W samym fakcie eliminacji chorób na poziomie preinplantacyjnym nie ma oczywiście nic złego, przeciwnie, jest to jak najbardziej pozytywne. Problemem jest raczej to, że żadne technologie nie są neutralne, w tym także technologie wspomagania reprodukcji rozwijają się kontekście zastanych praktyk, relacji władzy i ekonomicznych interesów. Przykładem demograficzny niedobór dziewczynek w Indiach, gdzie nowe technologie umożliwiające określenie płci dziecka w zetknięciu z tradycyjną preferencja synów, od których się oczekuje, że zabezpieczą starość rodziców oraz rosnącymi wraz z upowszechniem konsumpcyjnej kultury kosztami posagu dla córek - sprawiły, że zwłaszcza w klasach średnich wzrosła aborcja płodów żeńskich. Także w Polsce wdrażanie i dostęp do technologii reprodukcyjnych zetknie się z zastaną praktyką polityczną, która uprzywilejowuje zamożne podmioty. Wobec ograniczonego dostępu do zaawansowanych usług biomedycznych istnieje niebezpieczeństwo nowego podziału rasowego, odpowiadającego podziałowi klasowemu. Dyskutując o biotechnologii musimy mieć na uwadze również to niebezpieczeństwo.
Znalazłyśmy się w sytuacji, która jak nigdy sprzyja zrozumieniu ironicznej deklaracji Donny Haraway z Manifestu Cyborga: wolę być cyborgiem niż boginią. Jednym z kontekstów w którym powstawał Manifest była dyskusja wewnątrz ruchu feministycznego na temat wpływu nowych technologii reprodukcyjnych na życie kobiet. Dyskusja polaryzowała się pomiędzy stanowiskiem eko-feministek, które obawiały się, że wskutek wprowadzenia nowych technologii kontrola nad reprodukcją zostanie odebrana kobietom i wykorzystana przez mężczyzn do dalszego umacniania władzy. Obawiano się też wprowadzenia praktyk eugenicznych z zastosowaniem inżynierii genetycznej. Niektóre feministki były też przeciwne in vitro, uważając je za nic innego niż technologię utrwalającą patriarchalny wzorzec rodziny. Po drugiej stronie dyskusji znalazły się feministki, które w nowych technologiach reprodukcyjnych widziały nadzieję na wyzwolenie od niektórych ograniczeń związanych z ciałem i reprodukcją.
Kiedy Haraway pisała „Manifest Cyborga” (w połowie lat osiemdziesiątych), w USA był to okres Raeganomiki, intensywnego wprowadzania neoliberalnego porządku i jednoczesnego backlashu konserwatywnych wartości. Był to też czas entuzjazmu wokół biotechnologii i inżynierii genetycznej, pojawiały się kolejne sklonowane zwierzęta. Deklaracja Haraway ma gorzki smak. Amerykańska lewicowa feministka, pochodząca z rodziny katolickich irlandzkich emigrantów nie ma złudzeń co do tradycyjnego, konserwatywnego pojmowania świata i roli, jaką on przypisuje kobietom, jest też sceptyczna wobec holistycznego i esencjalistycznego podejścia części ruchu feministycznego. Z drugiej strony doskonale widzi niebezpieczeństwa wynikające z osadzenia nowych technologii w sercu projektu neoliberalnego informacyjnego kapitalizmu, który charakteryzuje się „masową intensyfikacją poczucia zagrożenia i kulturowej degradacji, sprzężonych z powszechnym upadkiem sieci zabezpieczeń dla najbardziej potrzebujących”. Nowe technologie niosą ze sobą niebezpieczeństwo zintensyfikowania oddziaływania na ciała kobiet (biotechnologia) i na ich świadomość (wielorakie sieci przekazów w sieciach informacyjnych). Ponieważ nowa przerażająca intensyfikacja dominacji wiąże się w dużym stopniu z nowo powstającymi społecznymi relacjami nauki i techniki Haraway postuluje potrzebę socjalistycznej polityki feministycznej, która będzie wpływać i współtworzyć te nowe relacje. Mit cyborga powstaje z potrzeby światła w tunelu, wyjścia poza binarne podziały i dla zachęcenia do walki w trudnej sytuacji ekspansji neoliberalnego porządku i odradzania się konserwatywnej wizji świata.
Ironiczna metafora cyborga odnosi się do nowej perspektywy, sytuacji świata pod koniec XX wieku, w którym rozwój technologii informacyjnych, inżynierii genetycznej i biotechnologii przekreśla stare kategorie poznawcze, które dominowały przez stulecia w naszym pojmowaniu świata i rozumieniu siebie. Współczesna techno-nauka przedefiniowuje i zaciera granice pomiędzy: naturą a kulturą; ciałem a umysłem; zwierzętami a ludźmi; maszyną a człowiekiem. Kobiecość była bardzo długo kojarzona z pierwszymi członami większości tych opozycji, podczas gdy męskości przypisywano cechy drugich, co służyło uzasadnianiu dominacji i kontroli mężczyzn nad kobietami. W przezwyciężeniu tych dualizmów Haraway dostrzega możliwości pokonania sztywnych gorsetów tradycyjnych tożsamości, uwolnienia się od represyjnych kategoryzacji świata i ludzi, jak też wpływania w sposób pozytywny na nowe relacje w sytuacji technologicznego fermentu. Haraway wyraża taką nadzieje w pełni świadomości, że stare kategorie nadal mocno się trzymają i nadal służą podtrzymywaniu kontroli nad kobietami.
Nowa perspektywa nie ma wcale różowego koloru. Nowe technologie, które mogą być sprzymierzeńcami w przełamywaniu starych represyjnych porządków nie są same z siebie zbawcze. Nie tylko dają nadzieją na zmianę, ale jednocześnie służą intensyfikacji dotychczasowych ucisków i kontroli. Walka wcale nie będzie łatwa, przeciwnie będzie trudniejsza niż kiedykolwiek.
Biotechnologia to dziedzina, która oddziałuje na ciała zwierząt i ludzi, modeluje je i projektuje, jest to dziedzina która manipuluje możliwościami naszej reprodukcji. Szalenie istotne jest to, kto będzie miał nad nią kontrolę. W świecie, w którym żyjemy, nauka i technologia są adoptowane do neoliberalnego porządku ekonomicznego. W tym porządku kobiety są konsumentkami i/lub siłą roboczą. W taki sposób postrzega je również przemysł biotechnologiczny: jako wydajne pracownice, jako konsumentki produktów i usług albo producentki materiału genetycznego.
Biotechnologia zapowiada się jako nowy, prosperujący duże zyski sektor. W badania biotechnologiczne i wspieranie nauk o życiu (life science) angażują się firmy farmaceutyczne, koncerny z obszaru agrotechniki, przedsiębiorstwa biotechnologiczne, jak też rządy państw czy wspólnoty gospodarcze, takie jak Unia Europejska. Niektóre państwa np. Nowa Zelandia czy Singapur na biotechnologiach opierają swoje długofalowe plany rozwoju gospodarczego. Ci ostatni mając na uwadze efektywność swoich przedsięwzięć gospodarczych nie angażują się zbytnio w „obronę życia”. Zezwolenie badań na embrionach i ogólny przyjazny klimat ustawodawczy jest jednym z istotnych warunków przyciągnięcia inwestycji koncernów czy też znanych specjalistów w dziedzinie.
Pojawienie się przemysłu biotechnologicznego spowodowało dynamiczny rozwój bioetyki. Obecnie wiele państw posiada już przepisy odnośnie tworzenia i wykorzystywania embrionów ludzkich, prawie każdy kraj ma już swoją Radę Bioetyczną. Przepisy bioetyczne w zależności od kraju prezentują dość szeroki przedział rozbieżności w zakresie tego, co jest dozwolone, a co nie. Kraje takie jak Australia, Nowa Zelandia, Wielka Brytania mają przepisy dość liberalne, zezwalające na wykorzystanie embrionów do badań z określeniem ich wieku, zakazują natomiast handlu materiałem genetycznym. Część krajów zezwala na wykorzystanie do badań nadliczbowych embrionów, które nie zostały wykorzystane w procedurach medycznych in vitro. Są również takie kraje, które zabraniają wszelkich badań na embrionach.
Można powiedzieć, że mamy do czynienia ze swojego rodzaju globalną ekonomią polityczną moralności biotechnologicznej. Różne ciała polityczne i doradcze wyważają kompromisy pomiędzy oczekiwanymi zyskami z inwestycji w przedsięwzięcia biotechnologiczne a kapitałem politycznym, który mogą uzyskać dzięki uwzględnieniu tradycyjnych wartości wyznawanych przez różne grupy, mniej lub bardziej wpływowe.
W Polsce wobec słabości lobby przemysłu biotechnologicznego Gowin i jego koledzy nie musieli specjalnie ważyć interesów, postawili wszystko na jedną kartę, na kupienie względów Episkopatu i dalsze wzmocnienie kontroli nad kobietami. Wiemy, że nie chodzi im o naturę, boga, ani też o życie, lecz o kontrolę nad kobietami, nad ich ciałami, nad zdolnością do rodzenia. Jeśli kobiety będą podporządkowane łatwiej dadzą się zdominować w sferze seksualnej oraz wykorzystać jako siła robocza do taniej pracy najemnej i do pracy za darmo w domu.
Obecna sytuacja zmusza nas do poruszania się wewnątrz sprzecznych stanowisk, wymaga wysiłku pokonania sztucznie ustawionej przez kościół opozycji pomiędzy tym co naturalne a tym co społeczne. Ważne jest też wyjście poza kategorie indywidualnych praw do dziecka i spojrzenie na problemy z punktu widzenia równości i podziałów społecznych. Zanim opowiemy się po którejkolwiek stronie musimy zapytać, czyjemu dobru będą służyć proponowane rozwiązania w aktualnej sytuacji ekonomiczno politycznej. Nie zapominajmy o pielęgniarkach, dla których brakuje pieniędzy na wynagrodzenia i o wielkiej ilości kobiet zmuszanych do rodzenia dzieci, których nie są w stanie utrzymać.