EWA CHARKIEWICZ. NIEBO DLA LALKI BARBIE. 2006 [2000]
Nie sposób przecenić znaczenia symbolu kobiecości a la Barbie w kreowaniu zapotrzebowania na kosmetyczne produkty i usługi, stymulowaniu wzrostu gospodarczego i powielaniu obecnych wzorów produkcji i konsumpcji. Jednym z przykładów ekonomicznej i społecznej siły tego symbolu jest fakt, iż w Stanach Zjednoczonych największym źródłem stypendiów uniwersyteckich dla kobiet są zwycięstwa w konkursach piękności.
Niebo z plastiku, w obłokach dioksyny
Cindy Jackson, amerykańska fotografka z Londynu, wydała 165 tys. dolarów na 19 operacji plastycznych, żeby wyglądać jak Barbie. W Szpitalu Dziecięcym w Los Angeles Barbie ma amputowaną rękę lub nogę i tak jak hospitalizowane dziecko, Barbie dostaje protezę i staje się częścią terapii. W fabryce Dynamics pod Bangkokiem, gdzie korporacja Matel zleca produkcję Barbie, Pramitwa, Sunanta i Metha wśród 4500 pracowników, w większości kobiet, pracują za 4 dolary dziennie, bez ubezpieczenia zdrowotnego i składek na fundusz socjalny czy emerytury. Większość pracownic cierpi na dolegliwości dróg oddechowych z powodu zapylenia i emisji toksycznych klejów i rozpuszczalników. Jeśli chcą, mogą zakładać maski ochronne, ale muszą je kupić na własny koszt. Praca w takich warunkach oznacza dla nich utratę zdrowia, a odejście z pracy skutkuje brakiem środków utrzymania dla rodziny. Żadna z wymienionych kobiet (których przypadki przytaczam jako przykład wieloznaczeniowości Barbie) nie chciałaby się z drugą zamienić, każdej los tej drugiej wydaje się nie do pozazdroszczenia. Żadna nie ma wyboru wobec imperatywów, których nie może odrzucić. Z punktu widzenia konwencjonalnych modeli ekonomicznych, każda z tych kobiet robi coś dobrego, bo przyczynia się do wzrostu gospodarczego.
Ekologia i feminizm, jako nurty współczesnej krytyki społecznej, tym różnią się od konwencjonalnej socjologii czy ekonomii, iż pozwalają patrzeć na rzeczywistość w kategoriach wieloprzyczynowości i współzależności wydarzeń osobistych i procesów społecznych. Konwencjonalne narzędzia naukowego poznania, takie jak liczydło, szkiełko i oko, nie mogą sobie poradzić z wielowymiarową rzeczywistością społeczną, toteż aby ją zrozumieć, muszą ją fragmentaryzować, upraszczać do matematycznych modeli, budować linie proste i ciągłe z wydarzeń. Feminizm, jako odmienny punkt patrzenia, pokazuje między innymi współzależności między dyskryminacją kobiet w rodzinie, pisaniem prawa i tworzeniem polityki makroekonomicznej.
Tymczasem edukatorzy, ekonomiści i politycy zajmują się historią, czyli przyczynami tego, co się nam wydarza dzisiaj, szalenie selektywnie. Uczą nas postrzegać historię jako linię znaczoną narodzinami królów, wybuchem rewolucji, momentami decydującymi o suwerenności państw, zmianami własności środków produkcji albo według ustalania narodowych budżetów. Nie bez powodu jednym z wyzwań feminizmu jest przepisywanie historii tak, aby wydobyć podmiotowość kobiet. W ekologii to, co niewidoczne z oficjalnych punktów widzenia, ujawnia analiza historii życia procesów produkcyjnych, projektów i produktów. To narzędzie poznania pokazuje społeczne i ekologiczne koszty gospodarki: od wydobycia surowców, przez procesy produkcyjne, użytkowanie produktów, rozpad na wysypiskach śmieci, aż do powrotu ich składników do obiegu w przyrodzie. Ekologiczna narracja historii życia produktu takiego, jak na przykład lalka Barbie, kredka do ust czy opakowanie pudełka kremu pokazuje koszty dla zdrowia ludzi i przyrody, których nie bierze się pod uwagę w reklamach, biznesplanach i narodowych budżetach, czy konwencjonalnych debatach o polityce ekonomicznej, poświęconych wyłącznie przyjemnościom lub maksymalizacji zysków z produkcji i konsumpcji.
Jednym ze znaczących współczesnych wydarzeń, które umyka uwadze historyków i polityków, jest wynalazek niewielkiego plastikowego produktu - lalki Barbie. Już od kilku pokoleń Barbie cieszy się pożądaniem konsumentek, a zarazem buduje ich tożsamość. Barbie ma wiele twarzy: jest nie tylko ulubioną zabawką, ale i fetyszem, a także niezwykle zyskownym produktem i maszynką do robienia pieniędzy. Co sekundę gdzieś na świecie sprzedawane są dwie lalki Barbie, a zysk korporacji Matel, producenta Barbie, oblicza się w miliardach dolarów (3,2 mld USD w 1994 roku). Jako nauczycielka życia Barbie odegrała rolę w powielaniu modelu zarówno kobiecości, jak i masowej konsumpcji i produkcji. Barbie od dawna była obiektem zainteresowania feministycznych badaczek/badaczy, którzy ją oglądali z punktu widzenia jej roli w generowaniu ciała i tożsamości współczesnych kobiet. Ciekawy byłby także przyczynek teologów do tej dyskusji, jak 'barbizacja' ciała i droga przez czyściec operacji kosmetycznych ma się do szczęścia i zbawienia przez cierpienie kobiety.
Dla kolejnych pokoleń kobiet Barbie symbolizuje pożądany wzór urody: długie nogi, szczupłe biodra, wąska talia i obfity biust, pociągła twarz, prosty nos, wypukłe usta, rzęsy jak firanki i wysokie obcasy. Barbie jako dominujący wzór urody powielany w masowej kulturze symbolizuje i wpaja nam przekonanie, że nasze ciała mogą się stać takie, jak zechcemy. Staniemy się takie jak Barbie i będziemy obiektem pożądania tak jak Barbie, jeśli tylko poświęcimy nasz czas, energię, no i oczywiście pieniądze na ćwiczenia, diety, stroje, kosmetyki i korygujące bądź odmładzające operacje plastyczne.
Miliardy dolarów w obrocie w przemyśle piękności są nie tylko maszynką do recyrkulacji pieniędzy na konsumpcję, jakimi dysponują kobiety, ale także dają szansę na awans ekonomiczny kobietom, które jako manikiurzystki i fryzjerki czy szefowe kosmetycznych zakładów lub agencji reklamowych starają się sprzedawać produkty dla wyemancypowanych kobiet, nie używając tradycyjnych stereotypowych wizerunków kobiet w reklamie. Ale to tylko druga strona medalu: odpadki z pańskiego stołu albo strumyk w oceanie przemysłu reklamowego. Nie sposób przecenić znaczenia symbolu kobiecości a la Barbie w kreowaniu zapotrzebowania na kosmetyczne produkty i usługi, stymulowaniu wzrostu gospodarczego i powielaniu obecnych wzorów produkcji i konsumpcji. Jednym z przykładów ekonomicznej i społecznej siły tego symbolu jest fakt, iż w Stanach Zjednoczonych największym źródłem stypendiów uniwersyteckich dla kobiet są zwycięstwa w konkursach piękności.
Barbie w ekologicznym i ekonomicznym ujęciu
Skoro Barbie jako wzór urody pisze nam dialogi do rozmów z naszym ciałem, to może warto odwrócić role i spojrzeć na ciało Barbie inaczej. Jako na to, które składa się po pierwsze z dążenia do idealnej estetyki i zysku, a po drugie z plastiku.
Ale najpierw kilka słów o ekologii.
W popularnym ujęciu polskich środków masowego przekazu ekologom/ekolożkom chodzi o ochronę kwiatków i ptaszków, powrót do życia w jaskiniach i sprzeciw wobec cywilizacji. Ekologia pochodzi od greckiego pojęcia oikos, które oznacza gospodarstwo. Do tego rozumienia nawiązują ekologowie podejmując dyskusje na temat jakości życia i gospodarowania, celów rozwoju społecznego i wzorów konsumpcji i produkcji. Poszukują strategii na rzecz trwałego rozwoju społecznego, który pozwoli żyć w zgodzie z przyrodą, zachować jej zasoby dla następnych pokoleń, a zarazem przyczyni się do likwidacji ubóstwa i zapewnienia godziwego życia.
Ekologowie zwracają między innymi uwagę na surowce i technologie. Jeszcze sto lat temu plastik wytwarzano z materiałów dostępnych w przyrodzie, przede wszystkim z surowców roślinnych. Przełom we wzorach produkcji nastąpił wraz z powstaniem chemii organicznej, która wprowadziła blisko 100 tys. nowych syntetycznych związków chemicznych, nieznanych w przyrodzie i poddała nasze ciała działaniu naturalnych związków chemicznych w takich koncentracjach, jakie nie miały uprzednio miejsce. Skutki chemizacji środowiska mają dla zdrowia daleko idące konsekwencje. Wiele z tych nowych syntetycznych związków chemicznych, m.in. składniki do produkcji plastiku, charakteryzuje niezwykła trwałość, która stanowi ich wielka zaletę handlową, ale też powoduje zagrożenie dla zdrowia ludzi i przyrody. Związki te bardzo powoli ulegają degradacji; wraz z prądami powietrza i wody, poprzez łańcuchy pokarmowe krążą w przyrodzie. Stąd ich nazwa: trwałe związki organiczne, czyli TZO (po angielsku: persistent organic pollutants, POPS). Raz wprowadzone do środowiska odnajdywane są na przykład dodatek do plastików DEHP czy pestycyd DDT w produktach żywnościowych, w tkance tłuszczowej u ludzi, w mleku kobiet i w organizmach noworodków, od Antarktydy po Indie, Kanadę czy Polskę. Noworodki dziedziczą nie tylko oczy po tatusiu, a nosek po mamusi, ale również ładunek trwałych związków organicznych jako schedę po przemyśle chemicznym.
Opinia publiczna nie zdaje sobie sprawy, że istniejące przepisy, jak i instrumenty ich egzekwowania słabo nas chronią przed skutkami chemizacji środowiska. Większość syntetycznych związków chemicznych, w tym także składowych kosmetyków, podpasek, pieluszek jednorazowego użytku i innych produktów konsumpcyjnych, które wchodzą w intymny kontakt z ciałem, nie została jeszcze poddana wszechstronnym badaniom ekotoksykologicznym, zaś system regulacji niebezpiecznych chemikaliów powstaje w odpowiedzi na choroby zawodowe i katastrofy. Dopiero chemiczne Czarnobyle, takie jak na przykład afera z thalidomidem czy DDT skłaniają decydentów i legislatorów do działania. Plastik, czyli cielesna forma Barbie, także zawiera toksyczne związki chemiczne.
Plastik, czyli PCW i inne podobne syntetyczne materiały zrobiły karierę z powodu relatywnie tanich surowców do produkcji, trwałości i plastyczności materiału oraz rozmaitych substancji ulepszających i poprawiających jego jakość, a także wszechstronnej użyteczności. Plastik to materiał, z którego wszystko można zrobić. Trwałość nowych substancji syntetycznych jest także przyczyną ich gospodarczego sukcesu. Lalka Barbie nie byłaby produkowana na masową skalę, gdyby nie wynalazek plastiku. Zachwyt nad plastikiem przesłania jednak społeczne i ekologiczne koszty jego produkcji i użytkowania.
Historia życia lalki Barbie zaczyna się od wydobycia ropy naftowej, która jest nieodnawialnym surowcem. Wydobyta i zużyta dzisiaj, nie będzie dostępna dla kolejnych pokoleń. Toteż ekologowie czasem mówią, że powinniśmy żyć tak, jakbyśmy odziedziczyli ziemie od naszych wnuków. Transport ropy wiąże się z ryzykiem katastrof, które niszczą biologię morza i podstawy egzystencji społeczności żyjących z turystyki czy rybołówstwa. Kolejny etap życia Barbie to fabryka przemysłu chemicznego. Przemysł chemiczny, przetwarzający ropę czy węgiel na półsurowce do produkcji plastiku, wprowadza do środowiska wiele toksycznych substancji, takich jak na przykład DEHP, związek chemiczny służący do ulepszania PCW. Szereg z tych związków ma udowodniony, rakotwórczy i neurotoksyczny wpływ na zdrowie (np. szwedzkie badania wskazują na zwiększone występowanie raka jąder wśród robotników zatrudnionych przy produkcji PCW), a niektóre są podejrzane o zaburzanie zdrowia reprodukcyjnego. Ekspozycja rodziców może spowodować zaburzenia rozwoju fizycznego, umysłowego i emocjonalnego u ich potomstwa. (Zainteresowanym polecam lekturę książki Theo Colborn Nasza skradziona przyszłość.) Zagrożeni są nie tylko pracownicy, ale i społeczności mieszkające wokół zakładów, nie tylko z powodu emisji w miejscu pracy, ale także ze względu na spożywanie lokalnie wyprodukowanej, zanieczyszczonej żywności. Badania firmowane przez Amerykańską Agencję ds. Rejestracji Chorób Spowodowanych Toksycznymi Chemikaliami wskazują, iż organizmy kobiet są bardziej podatne na skutki ekspozycji na toksyczne chemikalia. Szczególnie dużo kobiet zatrudnionych jest przy produkcji zabawek. Globalizacja ekonomii i przenoszenie produkcji, która nie wymaga intensywnych technologii, do krajów, gdzie jest dużo biednych ludzi, marnie wynagradzanych za swoją pracę, a prawa pracowników nie są przestrzegane, sprawia, że Barbie, inne zabawki, obuwie czy odzież wytwarzane są w warunkach szkodliwych dla życia i zdrowia.
Na całym świecie praca kobiet jest tańsza od pracy mężczyzn, toteż włączanie ich do rynku pracy jest bardzo pożądane z punktu widzenia wzrostu gospodarczego. Sunanta, lat 20, która straciła zdrowie, a więc i pracę w zakładach Dynamics w Bangoku, ma trudności w oddychaniu, jest prawie łysa, w rok po rozpoczęciu pracy zaczęła mieć nieregularne miesiączki, ciągle boli ją głowa. Są to objawy zatrucia toksycznymi chemikaliami. Dr Orapun, która przeprowadzała badania zdrowia pracowników w tym zakładzie, jest już byłą dyrektorką narodowego Instytutu Medycyny Pracy i Środowiska w Tajlandii. Rząd zwolnił ją z pracy, gdy okazało się, że przygotowywała krytyczne raporty o warunkach pracy w przemyśle komputerowym i zabawkarskim pod Bangkokiem.
Konsumpcja lalki Barbie nie jest mniej niewinna od jej produkcji. Dystrybucja, w tym transport, opakowanie, nie mówiąc już o dziesiątkach strojów i parafernaliów, które sprzedawane są z Barbie w jednym pakiecie (na przykład specjalnie dla Barbie rocznie produkuje się 2 biliony butów), wreszcie energia i papier, zużyte na opakowania i reklamy, wyczerpują zasoby środowiska. Bardzo kosztowna jest także śmierć Barbie w spalarni albo na wysypisku śmieci. Spalanie PCW powoduje powstawanie nowych i bardzo groźnych substancji z grupy dioksyn i furanów. Jeden z izomerów dioksyny, 2,3,7,8-TCDD, który ma toksyczność kilkasetkrotnie wyższą od gazu bojowego sarin, 500 razy od kurrary i 10 tys. bardziej od cyjanku potasu. Ze spalarni śmieci dioksyny rozpraszane są do środowiska, skąd przenikają do tkanki tłuszczowej zwierząt i ludzi, gdzie działają jak kapsułki trucizny z opóźnionym zapłonem. Oprócz rakotwórczych właściwości, dioksyny są także reprodukcyjnymi toksynami. W Polsce nie ma na nie norm. W cenie, jaką rodzice konsumentek płacą w sklepie, prawdziwe koszty ekologiczne i społeczne produkcji Barbie nie są uwzględnione. Koszty naprawy środowiska czy koszty społeczne ubóstwa płacone są z funduszy publicznych.
W cenę Barbie wkalkulowana jest natomiast cena reklamy. Płacimy za plastikową Barbie i za plastikową kulturę i rozmaicie upodabniamy się do lalki Barbie. Granica My�Ona zaciera się. Nasze pokrewieństwo z lalką Barbie ma miejsce nie tylko poprzez wygląd, do którego aspiruje wiele kobiet, ale także poprzez skład chemiczny. Ciało współczesnego człowieka zawiera około 100 syntetycznych związków chemicznych, których nie nosiliśmy w sobie 50 lat temu.
Dlaczego tak mało się mówi o zagrożeniach dla zdrowia i środowiska? Jednym z powodów, dla których ani konsumenci, ani decydenci nie przejmują się chemizacją środowiska, jest technologiczny optymizm. Na początku stulecia, po wynalezieniu radu przez Marię Skłodowską, lekarze zalecali stosowanie tego radioaktywnego pierwiastka do regenerujących kąpieli, a producenci kosmetyków dodawali go do kredek do ust, by uzyskać powabny, błyszczący wygląd. Po wynalezieniu aparatów Roentgena, znalazło się dla nich zastosowanie w gabinetach kosmetycznych do usuwania zbędnego owłosienia. Oszałamiającą karierę zrobił DDT (polska nazwa handlowa: azotox), pestycyd, który skutecznie niszczył insekty, a potem okazało się, że niszczy podstawy życia. W latach 60. w polskiej szkole uczono mnie, że jak będę starsza, to na urlop będę latać na księżyc, a w domu nic nie będę musiała robić, bo wszystkim zajmą się roboty. Drugi powód to niedostatek wyobraźni i luki w wiedzy naukowej. Wiele toksycznych chemikaliów rozproszonych jest w środowisku w dyskretnych, śladowych ilościach. Nie parzą przez dotyk jak pokrzywa, nie powodują, że człowiek pada trupem, chyba że staje się to wskutek katastrof i ekspozycji na wielkie ilości emisji, tak jak w fabrykach pestycydów Seveso (Włochy) czy w Bhopalu (Indie). Ale ponieważ niektóre z nich są bardzo trwałe, mają zdolność do akumulacji, także w organizmie człowieka, skąd nie są wydzielane, chyba że w trakcie ciąży i laktacji. Długi okres między ekspozycją a chorobą, na przykład zachorowaniem na raka, i trudność jednoznacznego ustalenia związków między jednym a drugim powoduje, że zagrożenia się bagatelizuje. Wśród syntetycznych związków, które wcześniej zostały wprowadzone do obiegu, tylko jedna trzecia znajdujących się w masowym obrocie została poddana badaniom toksykologicznym. Badania kosmetyków czy chemikaliów przemysłowych są bardzo kosztowne i trudne z metodologicznego punktu widzenia. W wielu wypadkach, po udzieleniu pozwolenia, państwowe służby wierzą producentom kosmetyków i innych produktów na słowo, że ustalone normy są przestrzegane. Wydatki przemysłu na badania i rozwój nowych produktów znacznie przewyższają wydatki na naukę z funduszy państwowych. Do dzisiaj brakuje nie tylko pieniędzy, ale i procedur, które by pozwoliły sprawdzić efekty ekspozycji na mieszankę różnych syntetycznych chemikaliów, czego doświadczamy w życiu codziennym.
Tymczasem w laboratoriach cierpi i ginie mnóstwo zwierząt tylko po to, by zadośćuczynić niektórym procedurom, które i tak nie potrafią rozwiać naszych wątpliwości, czy dana substancja nie ma szkodliwego wpływu na zdrowie. Nacięte skalpelem oko królika po to, żeby wsmarować mu próbkę kremu przeciwko zmarszczkom, czy wycięta skóra ze świnki morskiej w celu sprawdzenia, jaka dawka rakotwórczej substancji po jakim okresie spowoduje śmierć świnki, to także koszty nieprzemyślanego technologicznego rozwoju. Badania konsumentów w Stanach Zjednoczonych wskazują, że 75 proc. konsumentów wzięłoby udział w bojkocie produktów wyprodukowanych w takich warunkach, jak w fabryce Dynamics pod Bangkokiem, a 85 proc. stwierdziło, że są gotowi zapłacić 5 proc. więcej za towary wyprodukowane w godziwych warunkach.
Inne badania w Stanach i w Europie wskazują na podobny procent konsumentów, którzy woleliby kupować produkty kosmetyczne nietestowane na zwierzętach. W Polsce społeczna i ekologiczna odpowiedzialność konsumentek/konsumentów nie jest jeszcze tematem do publicznych debat. Tymczasem celebrowana jest pochwała konsumeryzmu, powstał, nie całkiem nowy, aparat konsumeriatu, w którym wiodącą rolę odgrywają środki masowego przekazu. Ostentacyjna konsumpcja jest często usprawiedliwiana jako nagroda, rekompensata za historię, albo jako narzędzie czy pomnik w walce z komuną.
Przechodzenie do czystych technologii produkcji, takich jak biodynamiczne rolnictwo, produkcja tacek i kubków jednorazowego użytku ze skrobi ziemniaczanej zamiast z plastiku na bazie ropy naftowej, czy produkcja papieru bez chloru, uznawane są za luksus, na który stać tylko bogate kraje (najpierw musimy się wzbogacić, a potem będziemy chronić przyrodę jak twierdził jeden z polskich ministrów ochrony środowiska). Obniżanie minimalnych wynagrodzeń, które i tak już nie dają możliwości biologicznego przeżycia, tłumaczone jest jako konieczność zapewnienia konkurencyjności polskiego przemysłu.
Mamy więc model produkcji i konsumpcji, który nie liczy się z ekologicznymi i społecznymi kosztami, brak zaś dyskusji o alternatywach, na przykład, jakie rozwiązania polityki gospodarczej są dobre dla kobiet i dla środowiska. Tu skupia się najważniejszy wymiar ekologicznych i społecznych problemów, jakie pokazuje historia życia lalki Barbie. To nie tylko zużycie zasobów i chemizacja środowiska, ale także przemożny wpływ na spychanie do kąta historii alternatywnych modeli konsumpcji, produkcji i modeli rządzenia/zarządzania jest największym zagrożeniem. Na żywność, zabawki czy inne produkty, które mają sens z ekologicznego i społecznego punktu widzenia, stać bardzo bogatych albo mieszkańców obszarów pozostających poza głównym nurtem globalnej cywilizacji.
Jako konsumenci mamy coraz więcej do kupienia w sklepach i coraz mniejszy rzeczywisty wybór produktów. I coraz bardziej zwiększają się dysproporcje w dochodach i rozmiary ubóstwa. Plastik jako uniwersalny surowiec i prefabrykat do łatwego wytwarzania takich samych produktów w ogromnych ilościach wręcz prosi się o porównanie z technologiami sprawowania władzy poprzez fabrykowanie wyglądu, postaw, myśli, czucia i tożsamości. Pociąg do plastiku i jego status społeczny bierze się stąd, iż jest postrzegany jako wygodny, ładny, kolorowy i przyjemny, a zarazem nowoczesny surowiec, z którego wszystko można wyprodukować. Podobnie jest z prefabrykowaniem czucia i myślenia. W konsumeriacie nikt nas nie bije i nie karze, nie zsyła na Sybir, jeśli myślimy, czy czujemy inaczej. To raczej gotowe prefabrykowane schematy, surogaty myślenia, wzory odczuwania podsuwane są tak, iż nas kuszą, wydają się wiarygodnie i zręcznie wszystko wyjaśniać, odsuwają niewygodne tematy na margines, dają poczucie rozumienia rzeczywistości i miejsce w życiu, są więc przyjemne, łatwe i pociągające. W zamian za dostosowanie się jesteśmy nagradzani sukcesem w szkole, w pracy, w łóżku. W konsumeriacie władza kusi i nagradza i produkuje nas, kreując nasze pożądania. Dostosowujemy się same/sami.
Któregoś dnia ekologicznych czy feministycznych dysydentów/dysydentki skusi do włączenia się do systemu ekologiczna lalka Barbie ze skrobi ziemniaczanej, która będzie miała kasetę z nagraniem: feministka to brzmi dumnie. I co, może jej nie kupimy?
W tekście wykorzystałam następującą literaturę:
Theo Colbron, Dianne Dumanoski, John Peterson Meyers, Nasza Skradziona Przyszłość, Wydawnictwo Amber, Warszawa 1997; Anton Foek, Sweatshop Barbie: Dynamics Factory, w: �The Humanitarist�, styczeń/luty 1997; Mary F. Rogers, Barbie Culture, Sage Publications, London 1999; summary from Corporate Watch at: http:www.igc.org.trac/feature/sweatshops/countries/Thailand.html.
Tekst ukazał sie w Biuletynie OŚKA, 2 (12) 2000
Napisane przez EwaCh
dnia October 31 2006
4258 czyta ·