Zbytnia popularność zwykle nie służy filozofom. Błyskotliwa kariera Michela Foucaulta, podobnie jak wcześniejsze sukcesy Jean-Paul Sartrea to klasyczny już przykład działania tej fatalnej zasady. Zmarły w 1984 roku francuski myśliciel swego czasu zaznawał sławy porównywalnej niemal do rozgłosu wokół gwiazd Hollywoodu. Foucault lubił unosić się na falach intelektualnych mód i dobrze je wyczuwał . Sukcesy w tej dziedzinie zawdzięczał zresztą nie tyle książkom, co bogatej, choć nie zawsze fortunnej aktywności publicznej.
Wpisywała się ona w wielką falę rewindykacji rozbudzonych przez Maj 1968. Po serii buntów we francuskich więzieniach na początku lat 70., już jako profesor szacownego College de France, Foucault założył Groupe d'Information sur les Prisons, nawołującą do reformy systemu karnego. Wkrótce potem brał udział w tworzeniu "Liberation" - wówczas dziennika radykalnej lewicy. Chodził na liczne demonstracje i występował przeciw ekstradycjom bojowników RAF. w 1975 wydalono go z Hiszpanii, gdzie chciał wziąć udział w nowej wojnie domowej, w 1979 w Teheranie entuzjazmował się Rewolucją Islamską, wreszcie w 1982, jako członek komitetów Solidarności z "Solidarnością", jeździł z pomocą dla polskiej opozycji. Wszakże to tylko jedna strona medalu.
Gwiazdorstwo wydało na łup mediów życie prywatne Foucaulta, a bezlitosna eksploatacja jego homoseksualizmu uczyniła zeń bohatera plotkarskiej prasy i brukowych biografii. Pożywki dostarczały im wydarzenia takie jak prowokacja polskiej Służby Bezpieczeństwa, której ofiarą padł filozof w roku 1958, gdy był dyrektorem warszawskiego Centrum Francuskiego ( PRL-owska bezpieka wykorzystała właśnie jego orientację seksualną ). Do poziomu medialnej sensacji sprowadzono zarówno jego rzekome ekscesy w gejowskich klubach Kalifornii w końcu lat 70., jak i przedwczesną śmierć na AIDS (Foucault był jedną z pierwszych ofiar tej choroby).
Popularność nie najlepiej też wpłynęła na odbiór fascynujących koncepcji Foucaulta. Ukute przezeń hasła "rehabilitacji szaleństwa", "śmierci Człowieka" czy "mikrowładzy" trafiły na czołówki gazet i do programów telewizyjnych, ale ceną za to było spłycenie i całkowita banalizacja zawartego w nich przesłania. Przede wszystkim jednak popularność uczyniła jego myśl podatną na różne manipulacje koniunktury . Zależnie od kapryśnych podmuchów tej ostatniej Foucaultowi przypinano łatki antypsychiatrii, strukturalizmu, nietzscheanizmu i postmodernizmu.
Uprawiczanie w polskim stylu
Mocno spóźniona polska recepcja dzieła francuskiego filozofa kontynuuje ową tendencję. Jak wiadomo, panująca dziś nad Wisłą konserwatywna atmosfera dopuszcza na salony jedynie skruszonych lewicowców. Stąd też portret, jaki Foucaultowi sklecili jego tutejsi egzegeci z Tadeuszem Komendantem na czele, to budująca przypowieść o zwolenniku nieuporządkowanej wolności, który w obliczu śmierci pielgrzymuje do liberalnej Canossy, by prosić o odpuszczenie grzechów lewackiego ukąszenia. w ramach dostosowywania do standardów politycznej poprawności III RP dopatrzono się nawet w jego późnych tekstach rzekomej autodyskredytacji własnych wcześniejszych poglądów. Chcąc zrobić z Foucaulta Europejczyka na miarę polskiej prowincji, wyświadczono mu jednak niedźwiedzią przysługę. Nie tylko zdegradowano go do poziomu naszych "niekwestionowanych autorytetów", ale też najzwyczajniej pozbawiono wiarygodności. Któż by się bowiem przejmował krytycznymi dociekaniami autora, który sam zrozumiał, że krytyka jest ślepą uliczką nieuchronnie prowadzącą do Gułagu.
Wydaje się, że to właśnie taki mechanizm kryje się za dość dwuznaczną obecnością Foucaulta w Polsce. o ile bowiem jest on najczęściej bodaj wydawanym u nas filozofem francuskim, to zarazem próżno by szukać jakichś śladów tego faktu na recenzenckich kolumnach poważniejszych gazet. w tej sytuacji pozostaje mieć tylko nadzieję, że publikowane wciąż teksty autora "Archeologii wiedzy" zaczniemy w końcu czytać nie oglądając się na ich jedynie słuszne interpretacje. Tym bardziej, że te ostatnie są nie tylko krzywdzące ale po prostu fałszywe.
Z Marksem pod rękę
W rzeczywistości niełatwo byłoby znaleźć wśród współczesnych filozofów kogoś kto z determinacją Foucaulta poświęciłby się demaskowaniu uroszczeń liberalnej ideologii. Jego oryginalna myśl sytuuje się w konstelacji wyznaczonej nazwiskami Ojców-Założycieli zachodniej myśli krytycznej - Marksa, Nietzschego i Freuda. Od rewelacyjnych studiów nad dyskursem psychiatrycznym i medycznym, zawartych w "Historii szaleństwa" i "Narodzinach kliniki", przez archeologię europejskiej humanistyki ze "Słów i rzeczy" aż po radykalne analizy problemu władzy, zawarte w "Nadzorować i karać" oraz w "Historii seksualności", Foucault zdaje się realizować ten sam projekt. Można by go nazwać materialistyczną historią wiedzy lub genealogią woli władzy.
Stosowaną przez Foucaulta metodę posądzano wprawdzie o modny w latach 60. strukturalizm, ale tak naprawdę czerpała ona przede wszystkim z genealogii Nietzschego oraz z Marksowskiego materializmu historycznego. Wbrew temu, co sądzą postmoderniści, to jednak nie zanurzone w metafizycznej mgle nietzscheańskie demaskacje chrześcijańskiej moralności i mieszczańskiego rozumu, ale badania zawarte w "Kapitale" stanowią najtrwalszy horyzont jego nowatorskich poszukiwań. Oczywiście, autor "Przedmowy do transgresji" nie był po prostu marksistą ale właśnie dzięki temu jeszcze bardziej zbliżał się do Marksa, który wszakże odżegnywał się od bezkrytycznych wyznawców swego nauczania. Co prawda w roku 1950, za namową Louisa Althussera wstąpił Foucault do Francuskiej Partii Komunistycznej, ale nie zagrzał tam miejsca. Nie udzielał się zbytnio w partyjnym życiu, a legitymację oddał już po pięciu latach. Od tamtej pory jego postawa polityczna ewoluowała coraz bardziej na lewo, co przejawiało się sympatiami dla różnych grup antystalinowskich i anarchizujących. w gruncie rzeczy chadzał on jednak własnymi dróżkami, narażając się niejednokrotnie na ataki ideologicznych autorytetów różnych opcji. Gdy po Maju 1968 rehabilitowano we Francji Marksa uwolnionego od marksistowskich dogmatów promoskiewskiej partii, Foucault znakomicie wcielił się w rolę mentora i życzliwego krytyka Nowej Lewicy. Chętnie uczestniczył w aktualnych debatach politycznych. w jednym z głośnych wówczas wystąpień atakował paryskich maoistów za brak radykalizmu w kwestii rewolucyjnej sprawiedliwości. Zaangażowanie w kontestacje tamtego okresu było zarazem konsekwencją praktycznych zamierzeń ujawnianych w jego tekstach. Tak jak Marksowska krytyka przeciwstawiła się abstrakcjom klasycznej ekonomii w imię żywego procesu historycznego, tak też teoria Foucaulta zderza twierdzenia nowoczesnych nauk z ich uwarunkowaniami społecznymi, odsłaniając gęstą sieć relacji łączących wiedzę i władzę. Jego wizja historii jest , podobnie jak u Marksa, zaprzeczeniem oświeceniowej idei postępu ludzkiego ducha przez dzieje. Foucault odkrywa społeczne antagonizmy tam, gdzie dostrzegano dotychczas największe osiągnięcia burżuazyjnego społeczeństwa. Parafrazując znaną tezę Clausewitza powtarza, że polityka jest wojną prowadzoną innymi środkami. Stronami są tu nie tylko grupy, partie, koalicje polityczne, czy nawet klasy, ale też pozornie neutralne technologie, systemy prawne, racjonalności naukowe, struktury gospodarcze i dzieła kultury.
Podmiot pod ostrzałem
W tej perspektywie liberalna koncepcja polityczności, ograniczająca się do formalno-prawnych urządzeń gwarantujących wolność obywatelskiego podmiotu, zostaje radykalnie zakwestionowana. Przy okazji analizy ukrytych pod fasadą polityki gier sił i interesów, wychodzi na jaw niezachęcająca prawda o tak kochanym przez liberałów indywidualizmie. Okazuje się on po prostu produktem całej gamy narzuconych z zewnątrz uwarunkowań, uwewnętrznionych technik dyscyplinarnych, wychowawczych zabiegów i manipulacji. Foucault śledzi kolejne etapy produkowania burżuazyjnej podmiotowości. Jej powikłaną genealogię opisuje jako serię cięć, zerwań i wykluczeń, jakie od XVI stulecia wciąż przebiegają przez zachodnie społeczeństwa. Nasz indywidualizm rodził się jako efekt skazywania na niebyt całych połaci ludzkiego doświadczenia. Tragiczny los lumpenproletariatu i bezrobotnych, zmarginalizowanych i biedoty, więźniów i mniejszości seksualnych, kobiet i "ras niższych" - to konieczna cena, jaką przyszło zapłacić za wykreślenie granic, w których liberalne indywiduum mogło rozpoznać swoją prawdę.
Wyzwolenie szaleńców w czasie Rewolucji Francuskiej, liberalizacja systemu karnego, wyłonienie się nauk humanistycznych, wreszcie anulowanie zakazów dotyczących seksu, to nie tylko milowe kroki na drodze do emancypacji ludzkości, ale także produkty zmieniających się postaci bezwzględnej władzy. Uwolniony z przytułku włóczęga był ważnym elementem "rezerwowej armii pracy", używanej do pacyfikowania robotniczych protestów we wczesnej fazie kapitalizmu przemysłowego. Zastąpienie kata przez więzienie stworzyło odrębną społeczność przestępców, oraz instytucjonalne warunki dla policyjnej kontroli całego społeczeństwa. Rewolucja obyczajowa umożliwiła podporządkowanie przyjemności ciała potrzebom społecznej racjonalności. Humanistyczna wiedza o Człowieku stała się możliwa dzięki bezlitosnej władzy nad ludźmi.
Topografia mikrowładzy
Władza, o której mówi Foucault nie jest tożsama ani z archaicznym obrazem feudalnego władcy, ani ze złowrogim państwem ery biurokracji. Autorowi "Słów i rzeczy" chodzi tu o coś znacznie bardziej nieuchwytnego, rozproszonego, a zarazem nieporównywalnie skuteczniejszego, powszechniejszego i koniec końców niebezpieczniejszego. Trywialnym wyobrażeniom nadużyć urzędników, cenzorskich zakazów albo policyjnej przemocy, Foucault przeciwstawia dominację wynikającą z troskliwej kontroli życia, pozytywnego kształtowania zachowań, deprawacji autentycznych potrzeb. Chodzi mu nie o władzę-instytucję, ale o dynamiczną sieć mikrowładz oplatającą jednostki, wciskającą się w najintymniejsze międzyludzkie relacje, regulującą krwioobieg rządzonych populacji. w swym późnokapitalistycznym stadium łączy ona elementy tradycyjnego autorytaryzmu, więziennych technik dyscyplinarnych i rasistowskiej biowładzy. Jej prawdziwe działanie nie objawia się w medialnym spektaklu parlamentaryzmu, ale w naszym życiu codziennym. Mikrowładza rozciąga nadzór nad różnymi jego poziomami, ale sama pozostaje niemal niewidoczna. Nie sprzeciwia się ona oficjalnemu indywidualizmowi, ale działa poprzez jego popularne odmiany. Podczas gdy postępujące ujednolicenie sceny politycznej coraz bardziej ogranicza przestrzeń, w której liberalny podmiot może korzystać ze swych formalnych wolności, rozrasta się sfera, w której jesteśmy już tylko bezwolnymi przedmiotami różnorodnych zabiegów. Tak dzieje się nie tylko w koszarach, fabrykach, biurach, szpitalach, więzieniach czy szkołach, ale przede wszystkim w ulotnej sferze komunikacji. Przemysł kulturowy i kampanie reklamowe, wymachujące sztandarem konsumpcyjnego raju, tworzą na tym poziomie wspólny front z wielorakimi presjami przekonującymi nas do wegetarianizmu, zdrowej żywności, aktywnego wypoczynku, bezpiecznego seksu, rodzinnych porodów i odrzucenia używek.
Renesans dyscypliny
Paradoksalnie, obserwowany w 17 lat po śmierci Foucaulta przyrost władzy okazuje się wprost proporcjonalny do procesu deregulacji i prywatyzacji gospodarki. Na przekór ideologicznym frazesom, neoliberalna fala ostatnich dwóch dekad XX stulecia przyniosła ze sobą gwałtowny rozwój nowych form kontroli i represji. Po pierwsze okazało się, że wolność finansowych spekulacji i korporacyjnych inwestycji nie potrzebuje już obywateli, tylko posłusznych konsumentów. Po drugie, postępujące rozwarstwienie ekonomiczne występujące dziś nawet w bogatych krajach pociąga za sobą konieczność trzymania w ryzach licznych "przegranych" i niezadowolonych. w wielu miejscach praktyki władzy wracają wręcz do swych XIX-wiecznych korzeni. Na przykład mechanizmy dyscyplinarne przeżywają prawdziwy renesans. Zawrotna kariera ministra Kaczyńskiego i popularność jego ideologii zaostrzania kodeksu karnego, to zaledwie drobny odprysk tego, co dzieje się za oceanem. Pretendujące do przewodzenia demokratycznemu światu supermocarstwo od lat bowiem wciela w życie marzenia ministra z AWS-u.
Efekty są dokładnie takie, jak ongiś przewidywał Foucault. Zaostrzenie prawa nie zlikwidowało przestępczości, natomiast znacznie powiększyło populację przestępców. Amerykańskie więzienia zamieszkuje dziś ponad 3 mln. więźniów, do których trzeba dodać drugie tyle warunkowo zwolnionych i pozostających pod kuratelą sądową oraz przynajmniej kilka milionów bezrobotnych objętych parawięziennym systemem pracy przymusowej. Już tylko te dane wystarczają, by obdarzyć dzisiejszą Amerykę mianem społeczeństwa karceralnego.
Czyżby zatem u progu nowego stulecia groziło nam wyłonienie się jakiegoś globalnego panopticonu? Czyżby neoliberalna produkcja bezrobocia i przestępczości miała popchnąć zachodnie społeczeństwa do wołania o zwiększanie policyjnego nadzoru i rządy silnej ręki? Konkluzja ta tchnie pesymizmem. Taki też zarzut często stawiano pracom Foucaulta. Skoro bowiem władza jest dziś wszechobecna, skoro ciągle się odradza i modyfikuje, to być może walka z nią skazana jest na klęskę. Jeśli nawet nasze JA to jedynie efekt uwewnętrznienia całej serii norm, reguł, przymusów i nakazów, to nie bardzo wiadomo gdzie szukać źródeł buntu.
Przyznajmy, że wiele z tych wątpliwości trafiało w sedno. Nie przekreśla to wszakże zawartego w książkach francuskiego myśliciela rebelianckiego przesłania. Dla autora "Historii seksualności" sensem aktywności teoretycznej nigdy nie było pogodzenie się z istniejącym stanem rzeczy. Jak mówił pod koniec życia, nawet najczarniejsza diagnoza rzeczywistości "musi być zawsze dokonywana według tego rodzaju możliwego pęknięcia, które otwiera przestrzeń wolności, rozumianą jako przestrzeń wolności konkretnej, czyli możliwego przekształcenia".
Źródło:
http://www.teza11.webd.pl/teza11/index.php?im=m_fil&id=fil/oblicza_wspolczesnej_wladzy
- za zgodą autora. Dziękujemy!
Napisane przez EwaCh
dnia May 01 2007
2284 czytañ ·